29 kwietnia w chorwackim Gorican ruszą zmagania o mistrzostwo świata na żużlu. Tytułu broni Bartosz Zmarzlik, a w środowisku nie brakuje głosów, że trzykrotny mistrz globu nie będzie miał godnego rywala. Wszystko przez to, że w stawce brakuje kilku nazwisk, które mogłyby mu zagrozić. Zdobył mistrzostwo świata, którego nie mógł bronić Największym nieobecnym będzie Artiom Łaguta. Rosjanin zdobył złoto w 2021 roku. Stoczył wtedy wyjątkowo zaciętą rywalizację ze Zmarzlikiem. Obaj bili się o tytuł do ostatnich zawodów. Ostatecznie górą był Łaguta. Wszyscy ostrzyli sobie apetyty na powtórkę z rozrywki rok później, bo Polak zapowiadał, że spróbuje wrócić na szczyt. I tak też się stało, choć już bez rywalizacji z Rosjaninem. Ten został zawieszony we wszystkich rozgrywkach z powodu wybuchu wojny na Ukrainie. To jeszcze bardziej otworzyło Zmarzlikowi drogę do złota, bo przed rokiem brakowało mu godnego rywala. Nie mógł być nim też Emil Sajfutdinow, którego zabrakło w cyklu z tego samego powodu. W tym roku też nie pojedzie i musi jedynie zadowolić się rywalizacją ligową. Nie ulega bowiem wątpliwości, że kolejny z Rosjan byłby jednym z kandydatów do mistrzostwa. W Polsce czarują, ale w Grand Prix ich nie ma Swoją rolę w cyklu mogliby odegrać też inni Polacy. Przede wszystkim Janusz Kołodziej i Dominik Kubera. Ten pierwszy przeżywa drugą młodość. Ma 39 lat i jest absolutną gwiazdą PGE Ekstraligi. W tym momencie to jeden z najszybszych żużlowców na świecie. Interesuje się nim nawet jedna z firm z Dubaju, która chciałaby sponsorować zawodnika. Kołodziej jednak ciągle marzy o jeździe w Grand Prix i otwarcie zapowiada, że postara się w tym sezonie wywalczyć przepustkę do przyszłorocznej edycji. Kolejny na liście to Dominik Kubera. Przez wielu określany numerem dwa w polskim żużlu. W 2022 roku przepadł w eliminacjach, ale wielkiej tragedii nie robił tłumacząc, że jeszcze przyjdzie jego czas. Podobnie jak Kołodziej jest gwiazdą polskiej ligi, a w Grand Prix spokojnie mógłby bić się o medale. Człowiek cybrog, który nie przestaje zaskakiwać 46 wiosen za nim, a ciągle na motocyklu wyczynia cuda. Mowa o Nickim Pedersenie, który kilka tygodni temu wrócił do żużla po ciężkiej kontuzji miednicy, którą leczył długie miesiące. Uraz nie pozostawił na nim śladu, bo znów zachwyca na polskich torach. Ma trzy tytuły mistrza świata na koncie, ale wygląda na to, że więcej nie będzie. Nicki kilka lat temu świadomie wycofał się ze zmagań w cyklu. Postanowił skupić się na rozgrywkach ligowych, a przede wszystkim polskiej lidze. Od tego czasu nie brakuje opinii, że w obecnej stawce brakuje tak charyzmatycznych zawodników jak on. Pedersen wnosił swoją osobą sporo kolorytu. Na torze i w parku maszyn nierzadko działy się cuda. Swoją decyzję tłumaczył między innymi tym, że teraz przyszła pora na młodych.