Wojciech Kulak, Interia: Nie nudziłeś się podczas ostatnich kilkunastu tygodni. Po sezonie w Europie wróciłeś do Australii, gdzie przede wszystkim pojechałeś w dobrze obsadzonych indywidualnych mistrzostwach kraju. Niektórzy eksperci oraz kibice w Polsce mówią, że największe gwiazdy startują w nich na rezerwowym sprzęcie. To twoim zdaniem prawda? Michael West, zawodnik ebut.pl Stali Gorzów: - Myślę, że nie. Wszyscy uczestnicy zazwyczaj przywożą motocykle z Europy i po sezonie w Australii z tym samym sprzętem wracają na Stary Kontynent. Transport co prawda kosztuje niemałe pieniądze, ale zdecydowanie warto się poświęcić. W mistrzostwach Australii jest o co jechać. Czołowa czwórka uzyskuje przepustkę do międzynarodowych kwalifikacji do cyklu Grand Prix. Nie znam człowieka, który nie chciałby jeździć w elicie. Twój pobyt w Australii śmiało można uznać za udany. Zdobyłeś między innymi złoty medal w mistrzostwach kraju juniorów, dzięki któremu ścigałeś się później w seniorskim czempionacie. Nie o to chcę jednak zapytać. Czy finał rywalizacji młodzieżowców był twoim najbardziej zwariowanym wyścigiem w karierze? Czytałem z niego relację i wyszło na to, że w ostatnim podejściu jako jedyny ustawiłeś się pod taśmą, ponieważ pozostali rywale zostali wykluczeni przez sędziego. - Tak, wszystko się zgadza. To było coś szalonego, czego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Było mnóstwo upadków, ale ja na szczęście za każdym razem dobrze startowałem i udało mi się uniknąć zamieszania. Ten wyścig mnie bardzo zmęczył, ale na szczęście mam dobrą kondycję, dzięki której zachowałem do końca skupienie. Całe zawody były bardzo ciężkie. Panował upał, a to nie sprzyja wielogodzinnej jeździe na motocyklu. W ojczyźnie znalazłeś też chwilkę na relaks? Co ciekawego można robić w Australii, gdy w Europie panuje zima? - Starałem się nie dekoncentrować innymi zajęciami. Zawsze skupiam się w stu procentach na żużlu. Nawet jeśli nie ma zawodów, to staram się grzebać w sprzęcie lub trenować. Do tego dochodzi dorywcza praca, by zarobić trochę potrzebnych w tym sporcie pieniędzy. Mam takie same podejście niezależnie od tego, gdzie obecnie się znajduję. Ale racja, sam powrót do Australii zawsze jest dla mnie wyjątkowy. Mogę spotkać się w końcu z najbliższymi oraz ze znajomymi. Długi lot nie zrobił na nim wrażenia Za tobą pewnie długi lot do Polski. Jak minęła ci droga? - Niestety trochę to trwało, ale jakoś dałem radę. Musiałem zatrzymać się między innymi w Singapurze na 21 godzin. Nie przeszkadzało mi to jednak zbytnio. Starałem się jak najbardziej zrelaksować, bo to tak naprawdę ostatnie chwile na odpoczynek przed nadchodzącym sezonem w Europie. Lot zakończył mi się w Berlinie. Stamtąd mój znajomy Marcel przywiózł mnie do Gorzowa i tam położyłem się spać. Dla każdego człowieka opuszczenie ojczyzny musi być trudnym przeżyciem. Długo dochodzisz do siebie po powrocie do Polski? - Na pewno przez jakiś czas męczy mnie jet lag, jednak szybko o nim zapomniałem o nim jak przyjechałem na stadion i posiedziałem trochę w klubowym garażu. Myślę też, że łatwiej jest latać ze wschodu na zachód. Bycie z dala od domu nie jest dla mnie trudne, bo koncentruję się na sporcie, który w pewnym stopniu pozwala mi zapomnieć o rozłące z najbliższymi. Żużel to całe moje życie. Jeździłeś zarówno w Europie jak i w Australii. Imprezy rozgrywane na obu tych kontynentach mocno różnią się od siebie? W Polsce nawet kibic dopiero co wkręcający się w dyscyplinę może zauważyć między innymi ogromne ciśnienie na wynik. - Zdecydowanie masz rację. Śmieję się jednak, że we mnie jest już część Polaka, ponieważ zawsze skupiam się na jak najlepszym wyniku i startując w zawodach zazwyczaj nie potrafię się dobrze bawić. Co do różnic, to na pewno jedną z największych jest temperatura. Inaczej wyglądają też tory, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Trzeba zacisnąć zęby i po prostu jechać. Dużo kibiców oglądało wasze zmagania w Australii? W Polsce zapełnione trybuny to właściwie norma. - Nie ma co nawet porównywać popularności żużla w waszym kraju, do zainteresowania dyscypliną w mojej ojczyźnie. Wiadomo, że najlepsza frekwencja jest kiedy jedziemy o coś poważnego. Mam tu na myśli między innymi indywidualne mistrzostwa. To i tak nic przy Polsce. My się cieszymy, że możemy startować w takiej atmosferze, bo nie jest ona zła. Wszystkim się ona podoba. W Australii miałeś wirtualny kontakt ze sztabem szkoleniowym ebut.pl Stali Gorzów? Może nawet trener Stanisław Chomski starał się coś podpowiedzieć telefonicznie? - Udało nam się chwilę porozmawiać, za co bardzo dziękuję. Pogadaliśmy na temat wyników oraz planów związanych z nowym sezonem. To świetne uczucie, że klub traktuje mnie poważnie. Nie mogłem lepiej trafić. Runda Grand Prix w Australii? Do tego jeszcze daleka droga Odkąd Discovery przejęło cykl Speedway Grand Prix, co jakiś czas słyszy się o powrocie Australii do elitarnego cyklu. To według ciebie naprawdę możliwe? Jeżeli tak, to gdzie chciałbyś zobaczyć turniej: wielki obiekt i sztuczna nawierzchnia czy typowo żużlowy tor gwarantujący kapitalne ściganie? - Nie będę czarował. Działaczy czeka trudne zadanie, by zorganizować tak wielką imprezę. Melbourne to świetny i przede wszystkim duży stadion, lecz obawiam się że koszty byłyby niewspółmierne do zysku. Coś mniejszego i zarazem tańszego jest lepszą opcją. Mamy mnóstwo świetnych torów, jednak zanim przyjechałby tam cykl Grand Prix, trzeba wykonać mnóstwo ciężkiej pracy jeśli chodzi o infrastrukturę i tego typu rzeczy. Przed sezonem 2024 wprowadziłeś jakieś zmiany jeśli chodzi o sprzęt oraz przygotowanie fizyczne? - Wychodzę z założenia, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. Kupiłem więc nowy motocykl i zrzuciłem trochę kilogramów. Najważniejsze jest jednak moje nastawienie, które uległo diametralnej zmianie. Mam nadzieję, że dzięki tym trzem rzeczom zacznę jeździć lepiej i pokażę się gorzowskim kibicom ze świetnej strony. Mamy ambitny cel do zrealizowania. Bronimy tytułu w Ekstralidze U24. Pierwszy raz na motocykl w Europie wyjedziesz prawdopodobnie w Żarnowicy, bo to właśnie tam ebut.pl Stal Gorzów wybiera się na obóz przygotowawczy. Byłeś kiedykolwiek w tym mieście? - Już nie mogę doczekać się wyjazdu. Czuję nim ogromne podekscytowanie. To będzie mój pierwszy dłuższy wypad do innego kraju w Europie i może dlatego tak się tym wszystkim "jaram". A co ciekawe, byłem już tam kiedyś i z tego co kojarzę pojechałem całkiem dobre zawody. Tamtejszy tor jest bardzo szeroki, przypomina wręcz "lotnisko". Wspomniałeś wcześniej, że zamierzasz wraz z zespołem obronić tytuł w Ekstralidze U24. Poza Polską planujesz starty w innych zagranicznych rozgrywkach? Może któryś klub już się z tobą kontaktował? - Udało się już porozmawiać z kilkoma drużynami, ale żadnych konkretów nie ustaliłem. Na razie koncentruję się wyłącznie na ebut.pl Stali Gorzów. Chcę poprawiać się z wyścigu na wyścig i dać kibicom dużo frajdy swoimi wynikami. Wierzę, że stać mnie na dokonanie wielkich rzeczy. Podczas twojego pobytu w Polsce towarzyszy ci ktoś z rodziny lub jakiś znajomy? - Na razie pomieszkuję samemu, lecz wkrótce dojedzie do mnie mój tata. Nie wiem, w którym miejscu byłaby moja kariera, gdyby nie on. Zawsze stara mi się pomagać i podobnie jak ja bardzo lubi przebywać w Polsce. Oboje kochamy wasz kraj.