Odkąd młodziutki Chris Harris po raz pierwszy dosiadł żużlowego motocykla, w Wielkiej Brytanii mówiło się o nim jako o jednym z największych talentów w tej części speedwayowego świata. Takie miano to jednak dopiero połowa sukcesu - ogromny potencjał trzeba przecież rozwinąć w umiejętny sposób, umiejętnie prowadząc ścieżkę swojej kariery, unikając na niej wertepów. Harris nie miał tyle szczęścia. Niestety, w pierwsze z nich wpadł jeszcze jako szesnastolatek, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy śmiertelnego ataku serca doznał jego ojciec - Cedric. Harris przeżył dramat w święta Trudno wyobrazić sobie, co czuje osierocony nastolatek. Po latach Bomber otwarcie przyznawał, że w jego życie wkradł się niewyobrażalny smutek, co niemal bezpośrednio rzutowało na jego poziom sportowy. Jakby tego było mało, w święta Bożego Narodzenia Harris stracił nie tylko ukochanego ojca, ale zarazem głównego sponsora, trenera i mechanika. Po latach wyznał w rozmowie z Tomaszem Lorkiem z Polsatu Sport, że jego ojciec poświęcił nawet dom, by syn mógł rozwijać swą karierę. Harris musiał błyskawicznie pozbierać się po stracie i rozpocząć żmudną naukę mechanicznego rzemiosła, o którym wcześniej nie miał choćby bladego pojęcia. Zdaniem większości brytyjskich ekspertów, to właśnie tamte chwile ukształtowały go w zawodnika wielkiego. Wykorzystał swój osobisty dramat jako motywację. Ojcu dedykował później każdy odniesiony na torze sukces. Hancock przegrał z silnikiem drugoligowca Mimo iż Harris nie ma w swojej gablocie ani jednego medalu indywidualnych mistrzostw świata, to kibicom kojarzy się przede wszystkim właśnie z cyklem Grand Prix. Nie ma co się temu dziwić. Był wszak jego stałym uczestnikiem przez aż 10 sezonów z rzędu! Co prawda utrzymania w stawce nie wywalczał z reguły poprzez zajęcie miejsca w pierwszej ósemce, a dziką kartę lub wysokie miejsce w Grand Prix Challenge, ale taki rezultat tak czy siak budzi spory podziw. Najbardziej znany wyścig Harrisa? Rzecz jasna finał Grand Prix na jego ziemi, w brytyjskim Cardiff. Jego powtórka po dziś dzień pozostaje jednym z najczęściej odtwarzanych żużlowych filmów w Internecie. 25-letni wówczas Anglik wyszedł z pierwszego łuku ostatni, ale pokazując niesamowitą determinację przedzierał się coraz wyżej i wyżej, by na ostatnim wirażu wyprzedzić legendarnego Grega Hancocka. Millenium Stadium oszalał. Później Harris wyznał, że silnik na te zawody pożyczył od kolegi, który na co dzień występował w Confference League - najniższej klasie rozgrywkowej na Wyspach. Harris budził skrajne emocje Z biegiem lat radził sobie w Grand Prix coraz mizerniej. Mimo to, niemal zawsze wślizgał się do stawki cyklu na kolejny rok. Polscy kibice z roku na rok coraz bardziej nie mogli na niego patrzeć. Nad Wisłą hejt Harrisa spotęgował się w sezonie 2015, po Grand Prix Challenge w Rybniku. Harris w swoim stylu - czyli na ostatnim łuku - wyprzedził tam naszego Przemysława Pawlickiego zabierając mu awans do elity. Od tego czasu Brytyjczyk czuł do siebie niechęć na niemal każdym polskim torze. Jak krytykowano go najczęściej? Cóż, wyzywając od grubasów. Rzeczywiście, Harris nigdy nie mógł pochwalić się sylwetką modela, ale cóż z tego, skoro na torze często pokonywał swoich o wiele chudszych rywali? Inna sprawa, że po zawodach mógłby sobie podarować podjeżdżanie busem pod restauracje McDonald’s. Uchwycone przez jednego z polskich kibiców zdjęcie samochodów na parkingu pod fast foodem przez lata stanowiło jeden z popularniejszych memów w żużlowym świecie. Brytyjczycy bronili swojego ulubieńca. Twierdzili, że cała awantura wokół jego wagi jest spotęgowana poprzez jego nowoczesny kombinezon. Harris jako jeden z pierwszych korzystał ze specjalnej kamizelki, która pompowała się powietrzem - podobnie jak poduszki stosowane w samochodach - w momencie wypadku. Rzeczywiście, po aktywacji systemu bezpieczeństwa przypominał on nieco zawodnika sumo. Tak, Anglicy mają do niego dużo większy szacunek. Świadczy o tym choćby jego pseudonim "Bomber", który nadano mu niejako w spadku po innym człowieku - Arthurze, brytyjskim wojskowym, który podczas drugiej wojny światowej opracował taktykę dywanowych nalotów powietrznych. Na Wyspach to ogromna nobilitacja. Młodzi Polacy go kochają Podejście Polaków do Harrisa zmieniło się w ostatnich latach. Młodsi kibice - którzy wychowywali się w miłości do czarnego sportu widząc jak ich ojcowie psioczą na Brytyjczyka pod nosem - nabrali do sympatycznego zawodnika ogromnej sympatii. W Internecie często apelowano o to, by któryś z polskich klubów znów dał mu szansę sprawdzenia się nad Wisłą. Lobbing internautów przyniósł wreszcie skutek przed minionym sezonem, Anglik podpisał wówczas kontrakt z PSŻ-em Poznań. Może i nie był liderem mistrza drugiej ligi, wystąpił w zaledwie dwóch spotkaniach, ale po każdym z nich to właśnie do niego ustawiała się najdłuższa kolejka fanów rządnych autografu i wspólnego zdjęcia. Czytaj także: Mają na ławce mistrza świata. Przeżył śmierć matki