Wielu polskich kibiców żużla wciąż jeszcze nie może się przekonać do śledzenia zagranicznych rozgrywek. W pełni wystarcza im nasza PGE Ekstraliga. Jak się okazuje, nie wiedzą co tracą. - Transmisje z Bauhaus-Ligan warto włączyć chociażby dla niepowtarzanego klimatu. Ten żużel jest zupełnie inny. Tam nie przywiązuje się tak bardzo dużej wagi do poprawności startów czy ogólnego funkcjonowania zawodów. Atmosfera jest dużo luźniejsza. Pół godziny przed startem zawodnicy często nie są nawet przebrani. Dzięki temu luzowi po prostu bawią się speedwayem - tłumaczy Maciej Markowski. - Większość obiektów nie jest zabudowana trybunami jak w Polsce. Kibice przynoszą sobie leżaki, a wciąż potrafi przyjść cztery do sześciu tysięcy ludzi - zachwala. Żużel w Szwecji wciąż drugi na świecie Wbrew panującym stereotypom, zagraniczne ligi nie są już festynowymi wyścigami, a rozgrywkami tylko nieznacznie odstającymi poziomem organizacyjnym od polskiego żużla. - Po dwóch latach przerwy liga szwedzka wraca do wyższych standardów. Są większe stawki finansowe dla zawodników. Wraca kalkulowana średnia drużyny, która jest obliczana poprzez zsumowanie średnich biegopunktowych zawodników z poprzedniego sezonu i musi się mieścić między ośmioma, a jedenastoma punktami. Do tego dochodzi jeszcze obowiązek posiadania dwóch Szwedów w składzie meczowym - wylicza komentator -Bauhaus-Ligan wciąż jest drugą najlepsza liga świata. Nie skłamię mówiąc, że 90% zawodników PGE Ekstraligi swoj drugi klub ma właśnie w Szwecji. Dania i Anglia na tę chwilę nie mają podjazdu - zapewnia. Dwa polskie kluby i dwie... Sparty Wrocław? Nas, obserwujących szwedzkie mecze z perspektywy polskich kanap, najbardziej będzie interesować forma biało-czerwonych. Komu warto przyglądać się najbardziej wnikliwie? - Polecam zwrócić uwagę na Piraternę Motala, praktycznie polski zespół, którego mecz pokażemy na inaugurację - radzi komentator. - Pojadą dla nich Piotr Pawlicki, Marcin Nowak, Jakub Jamróg i Oskar Fajfer. Do tego dochodzi jeszcze Vaclav Milik i dwóch Szwedów na rezerwie. To będzie bardzo ciekawa drużyna oparta na zawodnikach świetnie radzących sobie w polskiej pierwszej lidze. Nikt nie spisuje jej na straty i jutro może spokojnie powalczyć z mistrzami kraju jak równy z równym. Jest też naszpikowane gwiazdami Lejonen Gislaved. W składzie awizowanym na pierwszą kolejkę mają Patryka Dudka i Bartosza Zmarzlika w parze z Jakubem Miśkowiakiem. Stawia się ich w roli faworyta całej ligi - mówi. Nie brakuje i innych ciekawych wątków. - Vastervik porównałbym z naszą Betard Spartą Wrocław. Jeździ tam Bartosz Smektała, jeździ Paweł Przedpełski, ale mieli być także Łaguta i Kułakow. Morgan Andersson, "wódz" tego klubu i selekcjoner szwedzkiej reprezentacji, był wręcz oburzony tym, że Rosjanie zostali zawieszeni. Nie ma co się dziwić. Stracił wszak dwóch liderów, bo Kułakow przed rokiem fenomenalnie radził sobie na szwedzkiej ziemi. Warto zerkać na ich spotkania, by zobaczyć jak radzą sobie z tymi sankcjami w innych rozgrywkach - uważa nasz ekspert. Vastervik to nie jedyna drużyna podobna do naszej Betard Sparty Wrocław. Dackarnę Malilla łączy z dolnośląskim klubem nie tylko obecność Macieja Janowskiego, ale również... problemu z obroną mistrzostwa. - Oni dość mocno się osłabili. Jason Doyle odszedł do Wielkiej Brytanii, a Tai Woffinden wybrał starty w Danii, podobnie zreszta jak Frederik Jakobsen, który musiał podpisać umowę w swojej ojczyźnie ze względu na wymogi duńskich sponsorów. Mistrz Szwecji jest w sporych opałach. Janowski, Świdnicki, Becker, Kurtz i Ludvid Lindgren to już nie jest skład tak mocny jak przed rokiem. Nic nie wskazuje więc na to, by ubiegłoroczni triumfatorzy mieli znów rozdawać karty - uważa Markowski