Od wielu lat angielski speedway trawi ogromny kryzys. Na przełomie wieków najbardziej oblegana liga, do której gwiazdy waliły drzwiami i oknami, stała się ubogim krewnym dla PGE Ekstraligi i szwedzkiej Bauhaus Ligan. Morris, który pełni funkcję dyrektora najważniejszym imprez pod egidą FIM od 2015 roku (Grand Prix, Speedway of Nations, Drużynowy Puchar Świata) spróbuje ten niekorzystny trend odwrócić i podnieść z kolan brytyjski żużel. 47-latek dostał już zgodę na łączenie obu funkcji. Walijczyk wcieli się w rolę strażaka. Działacz ma przeprowadzić lifting angielskiego odpowiednika PGE Ekstraligi, tak aby produkt pod tytułem Premiership odzyskał dawny prestiż, a przede wszystkim stał się bardziej atrakcyjny. Działacz chce przenieść swoje olbrzymie doświadczenie w światowym żużlu na najbliższy sercu mu grunt. Były niezły zawodnik będzie odpowiedzialny za kontakty z telewizją, kwestie sportowe rozgrywek oraz interpretacje przepisów. - Phil jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. To stanowisko jest skrojone pod niego - powiedział w oficjalnym oświadczeniu promotor Ipswich Witches Chris Louis. W Polsce Morris nie zbiera pozytywnych opinii. Kibice notorycznie ciskają w niego gromy za fatalne przygotowanie torów na turnieje Grand Prix. Jego znakiem firmowym były wylane hektolitry wody w nawierzchnie, co w konsekwencji doprowadzało do zabijania widowisk. W kraju Dumnych Synów Albionu nie mają wątpliwości, że Morris w butach dyrektora zarządzającego przyłoży się do swoich nowych obowiązków i będzie wartością dodaną dla Premiership. W zbliżającym się sezonie swój powrót na Wysypy Brytyjskie zapowiedzieli już m.in. Emil Sajfutdinow, Nicki Pedersen i Jason Doyle, co daje powody do optymizmu, że misja Morrisa nie musi być skazana na niepowodzenie.