Jakub Czosnyka, Interia.pl: Jakie nastroje w Grudziądzu przed meczem z Eltrox Włókniarzem Częstochowa? Marcin Murawski, prezes ZOOleszcz GKM-u Grudziądz: Jesteśmy w zgoła odmiennych nastrojach niż jeszcze na początku sezonu. Nie poddajemy się jednak i chcemy walczyć o kolejne punkty. Zawodnicy obecnie szukają dużo w sprzęcie. Mam tu na myśli tych, którzy muszą coś poprawić. Czy wasze aktualne problemy adresujecie przede wszystkim w kierunku sprzętu. Nie powiedziałbym, że wszyscy mamy problemy tej natury. Kwestie sprzętowe tyczą się przede wszystkim Przemysława Pawlickiego i Krzysztofa Kasprzaka. Do pozostałej części drużyny nie mamy zastrzeżeń. Nasz lider Nicki Pedersen jedzie jak z nut. Teraz spotkała go kontuzja. Z kolei juniorzy są obecnie drugą siłą w lidze, co w Grudziądzu się nie zdarzało. Do zawodników do lat 24 też większych zastrzeżeń nie mamy. To są młodzi żużlowcy, którzy bardzo się starają. Ostatecznie więc to Pawlicki z Kasprzakiem muszą wrócić do punktowania, bo bez nich nie jesteśmy w stanie wygrywać meczów. Rozumiem, że obaj są świadomi tego, że ciągną drużynę w dół? Rozmawialiśmy z zawodnikami. Wiemy, co planują. To jest szukanie nowych jednostek, być może u innych tunerów. W tą stronę pójdą i mamy nadzieję, że to im pomoże. Niektórzy twierdzą, że dla Was mecz w Częstochowie to ostatnia szansa, aby wrócić do walki o play-offy. Pan się z takim stwierdzeniem zgodzi? Myślę, że za wcześnie jest, aby używać takich stwierdzeń. Nie wiemy, jak inne drużyny zapunktują. W lidze jest sporo niespodzianek. Widzę taką tendencję, że dużo meczów wygrywają goście, co nieco zaburza wszelkie przewidywania. Nie ma się jednak co czarować, że mamy cięższą sytuację niż inni, bo przegraliśmy dwa spotkania u siebie w Grudziądzu. A gdzie wygrywać, jeśli nie na własnym torze. Rozmawialiśmy kilka tygodni temu, kiedy wygraliście pierwsze dwa mecze w lidze. Wszyscy mówili o was jako rewelacji rozgrywek. Teraz ten obraz zmienił się diametralnie. Sytuacja teraz jest zupełnie inna. Nie robiłbym jednak dramatu, bo mamy sporo meczów przed nami. Zobaczymy, jak tabela będzie wyglądać po czternastu kolejkach. Na mecz w Częstochowie patrzy pan z nadzieją? W końcu zawsze dobrze jeździło wam się pod Jasną Górą. Nie powiedziałbym tak. Nam się dobrze jeździło w Częstochowie, kiedy mieliśmy Artioma Łagutę, który kręcił się wokół kompletów. W ostatnich dwóch latach wyniki był już gorsze. Wcześniej rzeczywiście nie wyglądało to źle. Niemniej jednak tamten tor sprzyja walce. My też mamy zawodników, którzy lubią takie obiekty, więc łatwo broni nie złożymy.