Sobotni finał Speedway of Nations w Danii zakończył się kompletną klęską Polaków, którzy nie tylko kolejny raz nie zdołali zdobyć złotych medali, ale i nie uplasowali się nawet na najniższym stopniu podium. Zajęli przedostatnie miejsce wyprzedzając tylko osłabionych Finów. W Vojens zawiedli jednak nie tylko podopieczni Rafała Dobruckiego - medalowe nadzieje musieli odłożyć w czasie także gospodarze. Mistrzostwo trafiło do Australijczyków, z którymi na podium stanęli Brytyjczycy i Szwedzi. Crump i Crump – Australia wiele im zawdzięcza Dla Australii to piąte drużynowe mistrzostwo świata w historii. Statystykę wyśrubowali na przełomie stuleci. Pardubice 1999, Wrocław 2001, Peterborough 2002 - cztery lata, trzy tytuły. Żużel w kraju koali przeżywał wówczas złotą erę. Ryan Sullivan, Leigh Adams i Jason Crump stanowili ścisłą światową czołówkę żużlowców. Z perspektywy czasu trudno uwierzyć, że tylko ostatni z nich zdołał triumfować w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix. Jakby w ramach rekompensaty dokonał tego aż trzykrotnie. Co ciekawe, pierwsze w historii drużynowe mistrzostwo świata dla Australijczyków nieoceniony wkład miał ojciec Jasona - Phil Crump. W finale światowym na Wembley w 1976 roku zdobył on 11 punktów i poprowadził reprezentację swej ojczyzny do tytułu. Na drugim stopniu podium uplasowali się wówczas Polacy z Markiem Cieślakiem, Edwardem Jancarzem, Zenonem Plechem i Jerzym Rembasem. Po 2002 roku Australijczycy wyraźnie spuścili z tonu. Po indywidualne tytuły sięgali Crump, a później Chris Holder i Jason Doyle, reprezentacja zdobywała srebrne i brązowe medale DPŚ, ale prymat na świecie znajdował się daleko poza ich zasięgiem. Formatowa rewolucja i zastąpienie czwórmeczy parowymi zawodami Speedway of Nations przywiały co prawda na Antypody powiew nadziei, ale nikt nie był w stanie jej spełnić. Z czterech pierwszych finałów Australijczycy wracali z pustymi rękami, bez żadnego krążka. Vojens będzie symbolem 2022 rok przyniósł przełom. Loteryjna nawierzchnia? Woda na torze? Kto będzie o tym pamiętał za 7 lat? Dla Australii Vojens może stać się symbolem i to wcale nie dlatego, że po raz pierwszy udało im się wygrać bez mundial bez żadnego zawodnika o nazwisku Crump w składzie! Pierwsze złoto Speedway of Nations wywalczyli dla nich Jack Holder i Max Fricke - żużlowcy chorujący na przewlekłe niedocenienie. Pierwszy zawalił pół sezonu Apatorowi Toruń i coraz głośniej żartowano już z niego, że najbardziej znany jest z luzackiego trybu życia i nazwiska brata. Drugi regularnie stara się przebijać na żużlowy Olimp, wygrał w tym roku nawet turniej Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie, ale na co dzień reprezentuje barwy pierwszoligowego Falubazu Zielona Góra. Obaj mają zaledwie 26 lat. Z parku maszyn ich sukces oglądał Jason Doyle, 37-letni indywidualny mistrz świata sprzed 5 lat. Mimo coraz poważniejszego wieku wciąż potrafi on świetnie ścigać się w PGE Ekstralidze i cyklu Grand Prix. W Vojens jego usługi nie były potrzebne, ale z pewnością nie raz jeszcze przyda się swoim rodakom w finałach najważniejszych imprez. Australia pokona nas w DPŚ? W przyszłym roku spełnią się wreszcie senne fantazje Polaków. Do kalendarza wróci Drużynowy Puchar Świata, który teraz organizować będziemy już regularnie, co 3 sezony. Wielu kibicom wydaje się pewnym, że wraz z powrotem starej formuły na szczyt podium znów wkroczą biało-czerwoni. No, może na tych Duńczyków - tak jak kiedyś - trzeba będzie troszkę uważać. Rosjanie są zawieszeni, Brytyjczycy nie mają czwartego do brydża. DJ, szykuj Mazurka Dąbrowskiego! Hola, hola! Czy nie zapominamy o Australijczykach? Fricke i Holder już teraz potrafią dźwignąć presję finału, a przecież wciąż jeszcze rozwijają wachlarz swych torowych i mentalnych umiejętności. O klasie Jasona Doyle’a nie trzeba przekonywać nikogo, kto choć troszeczkę zna się na żużlu. Czwarty? Znajdzie się na pewno! Chris Holder w Ostrowie nie dorównał może swej dyspozycji sprzed dekady, ale z pewnością powrócił na dawne tory i pokazał, że wciąż potrafi ścigać się na żużlu. Unia Leszno od lat pielęgnuje talent 23-letniego Jaimona Lidseya, a w zanadrzu trzyma już jego następcę - Keynana Rew. Na zapleczu PGE Ekstraligi znów wymiata Brady Kurtz, a przecież w Falubazie wciąż jeszcze prędkości szuka Rohan Tungate. Mark Lemon będzie miał z kogo wybierać!