Żużlowe Grand Prix w Cardiff to zawody, na które zawodnicy czekają z wypiekami twarzy. Wyjątkowy stadion, tłumy kibiców i potężne zainteresowanie - to wszystko sprawia, że ten turniej nabiera wyjątkowego znaczenia. Zawody w Walii zawsze cieszyły się dużą nieprzewidywalnością. W tym roku też trudno wskazać jednoznacznego faworyta do triumfu. Trudno też powiedzieć, aby był nim Bartosz Zmarzlik. Zasada "bij mistrza" nabiera wyjątkowego znaczenia Wszystko dlatego, że Zmarzlik w ostatnich tygodniach jest w kryzysie formy. Chodzi o sprzęt, który zwyczajnie nie jest szybki. Oczywiście Bartosz ciągle jest świetny, bo na motocyklu potrafi robić cuda i nawet, gdy jest wolniejszy od rywali, to swoimi umiejętnościami może sporo zyskać. Jednak zdarzają mu się coraz częściej wpadki. Podczas niedawnego meczu we Wrocławiu nie wygrał żadnego biegu. Na swoim domowym torze w Lublinie stracił też tytuł Indywidualnego Mistrza Polski na rzecz Macieja Janowskiego. Zmarzlik otwarcie tego nie mówi, ale sam dobrze widzi, że stracił szybkość. Teraz pracuje ze swoim teamem, aby odnaleźć najlepsze ustawienia i znów straszyć rywali. Tajemnicą nie jest już, że mistrz zdecydował się na testy silników od Petera Johnsa. To wielka rewolucja, bo do tej pory był bezgranicznie wierny Ryszardowi Kowalskiemu i nie odważył się na taki ruch. Nie wiemy, czy próby nowego sprzętu konsultował z polskim inżynierem, ale ten ruch pokazuje, że Zmarzlik stracił cierpliwość. W sobotni wieczór wszyscy będą przyglądać się, na jakich motocyklach ostatecznie startuje w zawodach. Jeśli postawi na Johnsa, to będzie mogli mówić o sporej sensacji. Punkty bronią Zmarzlika Patrząc w klasyfikację Grand Prix uczciwie trzeba przyznać, że tylko kataklizm mógłby zabrać Polakowi piąty tytuł mistrza świata, więc nawet w obliczu kryzysu trudno mówić o jakiejś większej panice. Dość powiedzieć, że Bartosz ma aż 27 punktów przewagi nad drugim Jackiem Holderem, a przed nami już tylko pięć rund, więc i mniej czasu na ewentualne odrabianie strat. Poza wszystkim wspomniany Australijczyk mierzy się z podobnymi problemami co Zmarzlik. Obaj mają tego samego tunera i obaj też w ostatnim czasie wiele razy musieli oglądać plecy rywali. Swoją drogą o torze w Cardiff mówi się, że jest trudny z uwagi na wymiary i sztucznie układaną nawierzchnię. Teoretycznie powinien promować zawodników z dużym doświadczeniem startów w lidze angielskiej, gdzie tory są podobne. Zmarzlik w tamtej lidze akurat nigdy nie jeździł, ale stolica Walii mu leży. W ostatnich dwóch turniejach meldował się na podium. W sezonie 2022 był drugi, a przed rokiem trzeci. Może nie wygrywał seryjnie biegów, ale na tyle skutecznie zbierał punkty, aby meldować się w finałach. Taki scenariusz Zmarzlik w sobotni wieczór brałby z pewnością w ciemno.