W piątkowy wieczór stadion w Lublinie z lotu ptaka tradycyjnie przypominał jedną, wielką żółtą plamę. Już na grubo przed spotkaniem fani dokonali czegoś wielkiego i w niecałą minutę wykupili wszystkie dostępne wejściówki. Miejscowi zawodnicy niebywały wręcz wyczyn wynagrodzili im w najlepszy z możliwych sposobów. Na półmetku w zasadzie było wiadome, że Motor tego meczu nie przegra. Hit kolejki zamienił się bowiem w pogrom. Na obiekcie przy Alejach Zygmuntowskich totalnie nie radził sobie chociażby wychwalany przez żużlową Polskę młodzieżowy duet gości. Ich lubelscy odpowiednicy na dzień dobry pokazali im miejsce w szeregu, a w całym meczu pozwolili im tylko na uciułanie zaledwie dwóch punktów. Dominacja gospodarzy w pewnym momencie zrobiła się tak duża, że własnym oczom nie dowierzali nawet ich kibice. - Czy ta Unia serio nie przegrała jak na razie ani jednego meczu? - pytali się niewątpliwie niektórzy z nich, łapiąc się przy okazji za głowy. Z reprezentantami Motoru walkę nawiązywał jedynie Janusz Kołodziej. Jego wysiłki niestety na nic się zdały, ponieważ to co on nadrobił, momentalnie tracili pozostali koledzy z zespołu. Śmiać się czy płakać, oto jest pytanie. Z pewnością taka myśl niejednokrotnie pojawiła się w głowach licznie zgromadzonych leszczyńskich sympatyków. Po imponującym zwycięstwie we Wrocławiu nad Betard Spartą, mało kto spodziewał się bowiem takiego lania. W Motorze wręcz przeciwnie. Nawet brak Dominika Kubery nie zatrzymał podopiecznych Jacka Ziółkowskiego i Macieja Kuciapy. Ogromna w tym zasługa kompletnego Mikkela Michelsena. Duńczyk w piątkowy wieczór wyglądał jak człowiek z innej planety i wraz z bonusami ustrzelił łącznie osiemnaście "oczek". Pomimo wstydliwego końcowego rezultatu, przyjezdnym nie można było odmówić ambicji. Na wszelkie sposoby za rywalami próbował gonić na przykład Damian Ratajczak. Chcieć a móc to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Lublinianie oficjalnie przypieczętowali okazałe zwycięstwo już przed czwartą serią startów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wyborna postawa juniorów. Zarówno Wiktor Lampart, jak i Mateusz Cierniak pojechali niczym największe gwiazdy ligi i obaj otarli się o dwucyfrówki. Fogo Unia jak najszybciej musi zapomnieć o tym starciu. Poza wcześniej wspomnianym Januszem Kołodziejem nikt nie może zaliczyć zawodów do udanych. Wciąż pod formą jest Piotr Pawlicki, a mecz totalnie położył Jason Doyle. Cały Lublin cierpliwie czeka z kolei na powrót Dominika Kubery. Cierpliwie, ponieważ zawodnicy jak dotychczas doskonale dobrze radzą sobie bez niego. Aż strach pomyśleć, jak przepotężna będzie ta ekipa z 23-latkiem w składzie! Leszczynianie nie mają czasu na rozpatrywanie porażki. W przyszłym tygodniu czeka ich piekielnie ważny pojedynek z For Nature Solutions Apatorem na własnym obiekcie. To właśnie ten klub w listopadzie podebrał im Emila Sajfutdinowa. Motor za parę dni stanie przed o wiele łatwiejszym zadaniem. Mikkel Michelsen i spółka wybiorą się na teren beniaminka z Ostrowa. Beniaminka targanego kontuzjami i będącego w kryzysie po fatalnym starcie rozgrywek.