Przed tym spotkaniem było w zasadzie tylko jedno pytanie. Jak wysoko mistrz Polski wygra w Lesznie? Chyba nikt nie wierzył, że tak przetrzebiona drużyna gospodarzy będzie w stanie cokolwiek zdziałać. Brak Chrisa Holdera, Grzegorza Zengoty, Janusza Kołodzieja i Nazara Parnickiego spowodował, że Unia w praktyce nie miała kim jechać. Było to widać na torze, bo de facto od pierwszego biegu przyjezdni robili, co chcieli. Czasem jednak musieli się trochę napocić, bo zawodnicy Unii potrafili dobrze wyjść ze startu. Na przykład Bartosz Zmarzlik w swoim premierowym wyścigu wcale nie dostał punktów za darmo. Świetnie ruszył Jaimon Lidsey, który był na czele ponad dwa okrążenia. Potem jednak stało się to, co było do przewidzenia. Zmarzlik rozpędził się po szerokiej i z łatwością wyprzedził byłego mistrza świata juniorów. Lidsey mógł tylko popatrzeć na odjeżdżającego rywala. Miedziński znów bezradny. Unia na kolanach Z racji braku innych opcji w barwach Unii znów pojechał awaryjnie zakontraktowany Adrian Miedziński, który jeszcze kilka miesięcy temu walczył o powrót do zdrowia. Widać jednak, że albo PGE To już nie jest jego poziom, albo uraz pozostawił ślad w głowie. Miedziński znów jeździł z tyłu, praktycznie bez kontraktu. Pokonywali go z łatwością wszyscy rywale. Ale jeździć musiał, bo innych zawodników w zasadzie nie było. Już w połowie meczu było pozamiatane. - Nie dziwię się, że nikt tu nie przyszedł. W sumie po co my przyszliśmy - zapytał swojego kolegę starszy pan na trybunach. Należy pamiętać, że to nie tylko małe szanse na sukces zniechęciły leszczynian do przyjścia na stadion. W tym samym czasie w mieście odbywała się też impreza lotnicza i można było zobaczyć rzeczy ciekawsze niż rzeź miejscowej ekipy. Unia miała dwóch zawodników. Tak się nie da Druga część meczu to dla Unii była wyłącznie walka o to, by wymiar kary był jak najniższy. Goście bawili się na torze, niektórzy żużlowcy Platinum Motoru szli na komplet. O swoje zdobycze trochę natrudzić się musiał Bartosz Zmarzlik, ale finalnie tak czy inaczej wygrywał biegi z dużą przewagą. Efekt +20 dla Motoru przed biegami nominowanymi. Obie strony chciały to spotkanie po prostu dojechać do końca. Ostatecznie goście zwyciężyli 52:38 i było to zwycięstwo w stu procentach spokojne, zasłużone i pewne. Z drugiej jednak strony absolutnie nie mamy prawa krytykować Unii, która cudem uzbierała skład na mecz. Dla leszczynian priorytetem i jedynym celem jest teraz walka o to, by wygrywać kiedy wrócą liderzy. Bez nich się nie da. Smektała i Lidsey nie wygrają sami meczu. Choć warto też dodać, że coraz ważniejsze punkty wozi Damian Ratajczak. FOGO UNIA LESZNO: 38PLATINUM MOTOR LUBLIN: 52Fogo Unia Leszno: 389. Bartosz Smektała 14+1 (2,3,1*,2,2,1,3)10. Janusz Kołodziej - zastępstwo zawodnika11. James Pearson - (-,-,-,-)12. Jaimon Lidsey 13+3 (2,2*,2,3,1,1*,2*)13. Adrian Miedziński 0 (0,0,-)14. Antoni Mencel 2 (0,1,0,1,0)15. Damian Ratajczak 8 (0,2,1,0,2,0,3)16. Hubert Jabłoński 1 (0,1)Platinum Motor Lublin: 521. Jarosław Hampel 9+1 (3,2*,1,3)2. Jack Holder 10 (1,3,3,3)3. Fredrik Lindgren 6+1 (1,1,2,2*)4. Antti Vuolas 1 (1,0,-,0,0)5. Bartosz Zmarzlik 12 (3,3,3,3)6. Mateusz Cierniak 9+1 (3,3,2*,1)7. Kacper Grzelak 3+1 (2*,0,1,0)8. Bartosz Bańbor 2 (0,2)