Podczas eliminacji w Perris, Janniro wypadł świetnie i zajął drugie miejsce, przegrywając tylko z Beckerem. Tym samym wywalczył awans do europejskiej części kwalifikacji i teoretycznie czekało na niego miejsce w jednej z rund. Teoretycznie. Od razu pojawiły się bowiem pytania, czy Janniro w ogóle czymś takim będzie zainteresowany. Już od dawna ściga się półhobbystycznie, rekreacyjnie i w zasadzie wyłącznie dla dobrej zabawy. - Decyzję już podjąłem. Odstąpię swoje miejsce komuś innemu, kto będzie chciał wziąć udział w dalszej fazie eliminacji. Nie zamierzam już wracać do poważnego ścigania. Będę jeździł jedynie w lokalnych zawodach i czerpał po prostu z tego radość - powiedział nam Billy Janniro. Z jednej strony ta deklaracja była spodziewana, ale z drugiej część kibiców będzie rozczarowana. Są tacy, którzy bardzo chcieli znów zobaczyć Janniro w Europie. Człowiek od zadań specjalnych Billy to żużlowiec, który w 2003 roku wszedł do polskiej ligi "z buta". W swoim pierwszym biegu pokonał na dystansie Tomasza Golloba, co wielu jeżdżącym w tej lidze od lat, nie udało się nawet jeden raz w życiu. Janniro momentalnie został bożyszczem kibiców w Zielonej Górze, ale ten stan nie potrwał długo, bo to były miłe złego początki. Janniro do końca sezonu wygrał jeszcze tylko jeden bieg. Koniec końców jego transfer okazał się ciekawostką, ale jednak niewypałem. Gdy żużlowy świat nieco już o nim zapominał, a wielu myślało że Janniro już w ogóle nie jeździ, ten znowu dokonał niemożliwego. Biorąc udział w zawodach przeciwko chłopakom, dla których w większości mógłby być ojcem, wypadł kapitalnie, zapewniając sobie awans do dalszych eliminacji. Janniro to tykająca bomba, która odpalić może zawsze. Szkoda trochę, że nie podejmie się rywalizacji w Europie, bo kto wie czy nie sprawiłby kolejnej sensacji.