Nieoficjalnie mówi się, że wsparcie udzielone przez spółkę Enea Falubazowi Zielona Góra wyniosło milion złotych, co na warunki 1. Ligi Żużlowej stanowi potężny zastrzyk gotówkowy. Niestety pieniądze to nie wszystko. Wielu kibiców wypięło się na swoją ukochaną drużynę przez zamieszanie w przedsięwzięciu kontrowersyjnego posła, Łukasza Mejzę. Nowe informacje, które wychodzą na jaw mogą spowodować, że kibice tym bardziej odsuną się od zielonogórskiej drużyny, ale wierzymy, że muszą się o tym dowiedzieć. Protasiewicz zatrudniony jako... urzędnik W przeszłości pisaliśmy o tym jak fantastyczną pracę dla klubu wykonał już na początku swojej dyrektorskiej drogi Piotr Protasiewicz. Legendarny zawodnik w fenomenalny sposób zawiesił na kołku żużlowe buty i przeszedł do pracy "administracyjnej", dużo wnosząc do rozmów transferowych, które ostatecznie można nazwać sukcesem klubu. Niestety są też ciemne strony tej współpracy, za które odpowiedzialny jest klub oraz zielonogórskie miasto. Jak się okazuje Piotra Protasiewicza nie zatrudnia ZKŻ SSA, czyli Falubaz Zielona Góra, ale... Urząd Miasta Zielona Góra, a legendarny żużlowiec zatrudniony jest na stanowisku podinspektora. To oczywiście tylko i wyłącznie umowa "na papierze". W rzeczywistości trudno posądzać Protasiewicza o pracę na rzecz Urzędu Miasta, tym bardziej, że jak wskazuje przedstawiciel magistratu w Zielonej Górze, Protasiewicz na zadaniowy czas pracy. W skrócie oznacza to, że w ogóle nie musi się zjawiać w swoim miejscu pracy. - Pan Piotr Protasiewicz jest zatrudniony w Departamencie Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Zielona Góra na stanowisku podinspektor w oparciu o umowę o pracę i wykonuje ją w systemie zadaniowego czasu pracy - przekazała nam Monika Zapotoczna, członek rady nadzorczej Falubazu oraz... Dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej w Urzędzie Miasta Zielona Góra. Wielka kasa w tle Zatrudnienie Piotra Protasiewicza przez Urząd Miasta oznacza, iż na jego pensję składają się podatnicy. Sama umowa o pracę w zielonogórskim magistracie to małe pieniądze, bowiem średnie wynagrodzenie zasadnicze na tym stanowisku to zaledwie 4800 zł brutto. W tle są jednak dużo większe pieniądze. Nieoficjalnie mówi się jednak, że Protasiewicz zarabia około 40 tysięcy złotych miesięcznie. Wszystko dzięki temu, iż dyrektor sportowy Falubazu ponoć wystawia faktury za usługi związane z marketingiem na spółki powiązane z miastem oraz na sam Urząd Miasta. Na tę kwotę jak wiadomo także składają się podatnicy zielonogórscy, bo faktury opłacane są z publicznych pieniędzy. Miasto oczywiście na ten temat milczy i nie potwierdza naszych informacji. W temacie zatrudnienia Piotra Protasiewicza w Falubazie wystosowaliśmy zapytania do ZKŻ SSA, pytając wprost - czy Piotr Protasiewicz jest zatrudniony w oparciu o umowę o pracę w klubie lub w oparciu o inną umowę cywilnoprawną. Odpowiedź była wymijająca i jednoznacznie sugerująca, iż taka sytuacja nie ma miejsca. - W odpowiedzi na państwa zapytanie informujemy, że Piotr Protasiewicz pełni w ZKŻ SSA funkcję Dyrektora Sportowego, o czym państwa portal ma wiedzę - przekazano nam w zielonogórskim klubie. Jak wiadomo, pełnienie funkcji, a zatrudnienie w oparciu o umowę o pracę lub inną cywilnoprawną umowę to znacząca różnica. Na dodatkowe pytania związane z zatrudnieniem Protasiewicza nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Tym samym na pieniądze, które dostaje legendarny żużlowiec składają się podatnicy, a klub od tego umywa ręce. Zdajemy sobie sprawę, że Falubaz jest w znacznej części klubem miejskim, ale w żadnym innym klubie żużlowym w Polsce nie ma takich precedensów, a zielonogórscy podatnicy są wściekli na całą sytuację. Klub powinien ze swoich dochodów opłacać pracowników, a te ma przecież niemałe, bo miasto pompuje gigantyczne pieniądze w klub, a ponadto władze Falubazu chwalą się historycznym kontraktem sponsorskim z Eneą. Oczywiście nie zazdrościmy Piotrowi Protasiewiczowi pieniędzy i uważamy, że za to, co Protasiewicz zrobił dla zielonogórskiego klubu i jaką pracę wykonał choćby w okresie transferowym należy mu się jeszcze większe wynagrodzenie. Niemniej jednak fakt, w jaki sposób wykorzystuje się miasto do tego typu transakcji, a tym samym pieniądze podatników, czyli nasze, jest co najmniej kontrowersyjny. Winę za tę sytuację ponoszę osoby związane z klubem, które są jednocześnie wysokimi urzędnikami w Zielonej Górze, a także same władze miasta. Czy taka kolej rzeczy jest moralna? Z tym pytaniem was, drodzy czytelnicy pozostawiamy. Mateusz Wróblewski, INTERIA