Kamil Hynek, Interia: Znajduje pan w gronie entuzjastów zatrudnienia na stanowisku konsultanta w Unii Tarnów Marka Cieślaka? Adam Gomółka, historyk sportu żużlowego w Tarnowie, długoletni spiker na meczach Unii: Podpisuję się pod tym pomysłem obiema rękami i nogami. Cieślak, to człowiek instytucja. Patrząc na jego, autorytet, charyzmę, posłuch w drużynie, ale przede wszystkim dokonania zarówno na niwie zawodniczej jak i trenerskiej nie ma lepszego adresu. Jeśli jest tylko okazja, żeby skorzystać z jego doświadczenia, to nie ma się nad czym zastanawiać. W ostatnich latach klub z Tarnowa był na wizerunkowych łopatkach, a Cieślak raczej nie firmuje swoim nazwiskiem dziadostwa. Nowa Unia, jak szumnie zapowiada nowy zarząd mogłaby mieć twarz wybitnego trenera? - Cieślak zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii tarnowskiego czarnego sportu. Jest tutaj osobną niezwykle lubianą i szanowaną. Byłby to wielki powrót po równo dekadzie. Największe osiągnięcia ostatnich lat są połączone z osobą Cieślaka. Prowadził drużynę w latach 2012-2014 i w tym czasie Unia zdobyła trzy medale. Wrzuciliśmy do gabloty złoto i dwa brązy. Ktoś powie, że zbudowano mu mocne zespoły, samograje, a w takich sytuacjach bardzo często menedżerowi umniejsza się zasługi. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Jak spojrzymy wstecz, jeszcze przed tarnowską erę Cieślaka, były już budowane dream-teamy, za którymi stały niespożyte zasoby finansowe i szumnie zapowiadane projekty niekoniecznie kończyły się sukcesami sportowymi. Unia potrzebuje osoby, która kolokwialnie mówiąc weźmie, to towarzystwo w parku maszyn "za mordę". Pewnie kibice nie obraziliby się, gdyby był takim dobrym duchem drużyny i prowadził zespół z tylnego siedzenia. - Cieślak nie tylko wzbudza zaufanie, respekt, ale jest także świetnym taktykiem, zna kruczki regulaminowe, doskonale wie jakimi osobami się otaczać i potrafi poskładać do kupy "porozrzucane klocki". Zna środowisko, mógłby być nie tylko wsparciem wizerunkowym, ale i fachowym. Cieślak lubi przejazdem wdepnąć do Tarnowa. Trener wydeptał sobie ścieżki w Grupie Azoty, która była jego partnerem nawet już po odejściu z Unii. Utrzymuje z ludźmi z koncernu chemicznego fajne relacje. Podejrzewam, że gdyby było inaczej taki temat nie miałby racji bytu. - I grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Priorytetem dla trenera ma być w przyszłym sezonie telewizja. Cieślak będzie ekspertem Canal+, ale jak tylko czas pozwoli ma otwartą drogę, żeby wpadać do Tarnowa i doradzać sztabowi szkoleniowemu. - Młodsi kibice tego nie pamiętają, ale w latach 70 była już podobna historia w Tarnowie. Na konsultacje przyjeżdżał do Mościc pierwszy polski wicemistrz świata - Paweł Waloszek. Brał udział w treningach, podpowiadał, pomagał, sam Marian Wardzała, niegdyś w rozmowie ze mną bardzo sobie chwalił tamten okres. A co do obowiązków telewizyjnych Cieślaka, nie wydaje mi się, aby praca tam była jakąś przeszkodą nie do ominięcia. Same to pogłoski o jego podjęciu pracy w Tarnowie są dla mnie dobitnym dowodem na to, że starego wilka wciąż ciągnie do lasu. A zejście do 2. LŻ dla tak utytułowanego szkoleniowca nie będzie żadną ujmą. Myśli pan, że to wystarczy jak Cieślak będzie przy Unii z doskoku, nawet na te dwa-trzy dni w tygodniu, aby np. doglądnąć przygotowania nawierzchni, pojawić się na jakimś treningu, ale już niekoniecznie na meczu? - Ustawić zespół, ustalić skład i porozdzielać zawodnikom numery można przed spotkaniem. Rozrysować plan i poinstruować sztab, jak drużyną posterować w zależności od tego, w którą stronę pójdą zawody też można np. na telefon. Zawodnicy są zawodowcami, nie trzeba ich prowadzić za rączkę, czy wręczać mapę z najszybszymi ścieżkami. Słyszy się, że trenerem miałby być Paweł Baran, a on przy Cieślaku wchodził w ten zawód, był jego prawą ręką więc przynajmniej w teorii powinni znać się na wylot. Na Pawła Barana największe gromy spadały za przygotowanie toru. Domowa nawierzchnia nie była żadnym atutem dla zespołu, a to była jego działka. To strasznie wszystkich irytowało, że jeszcze niedawno Unia miała twierdzę, rywale łamali sobie, żeby znaleźć właściwe ustawienia, a teraz przyjeżdżali jak po swoje. - Gdy Marek Cieślak rozpoczynał swoją pierwszą przygodę w Tarnowie, a było to w 2012 roku, pierwsze co zrobił, to zarządził gruntowną kosmetykę toru. Wywrócił go praktycznie do góry nogami. Dosypano wtedy ogromną ilość nowego materiału. Całość przemielono, ubito i tor zmienił swoją konsystencję. Był zupełnie inny niż we wcześniejszych sezonach. Jak się okazało, to był właściwy krok, efekty były widoczne gołym okiem. Unia sięgnęła po złoto DMP, a potem w większości meczów domowych odprawiała przeciwników z kwitkiem. Chyba nikt by nie miał nic przeciwko, gdyby teraz poszły podobne dyrektywy. W sztabie miałoby się też znaleźć miejsce dla Tomasza Proszowskiego, który odpowiadałby za aspekty regulaminowe. - Uważam, że warto Tomka zagospodarować. To Unista z krwi i kości. Zaczynał od kibicowania, jeździł na różne zawody, zwiedził mnóstwo krajów. Pełnił funkcję kierownika drużyny, później poświęcił się karierze sędziowskiej, teraz wrócił do klubu i twierdzę, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Zawiłości związane z przepisami ma w małym palcu, a tacy ludzie są potrzebni. W kontekście trenera Unii przewijało się też nazwisko Mariana Wardzały. Doszło nawet do spotkania pana Mariana z działaczami tarnowskiego klubu, ale sprawa rozeszła się po kościach. - Z Marianem znamy się świetnie, z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Poruszyłem z nim tę kwestię jadąc na Ice Speedway do Tomaszowa Mazowieckiego. Marian przekazał mi, że późną jesienią zaproszono go na rozmowę do klubu, ale według mojej wiedzy, od tej pory kontakt się urwał i zapadła cisza w eterze. A sam Wardzała chciałby pomóc Unii? Nasz świetny szkoleniowiec jest otwarty na wszelaką współpracę, bo wychodzi z założenia, że jak ktoś ma w sercu Unię, to jej się po prostu nie odmawia. Zestaw Marek Cieślak - Marian Wardzała? Średnia wieku raczej nie do pobicia, a jak mieszanka wybuchowa. - Byłoby to ciekawe posunięcie, chociaż widzę w tym przypadku jedno niebezpieczeństwo, żeby się nie rozmywała odpowiedzialność za wyniki. Trzeba by było w tym duecie wyraźnie wyznaczyć granice i określić kompetencje jednego i drugiego pana, żeby nie wchodzili sobie w paradę. Do tego jeszcze dochodzi Paweł Baran, a jak wiadomo, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.