To, że będzie nerwowo wiedzieliśmy już grubo przed rozpoczęciem pierwszego biegu. Obie drużyny marzyły bowiem o przełamaniu. Dla gnieźnian było to pierwsze starcie po odejściu dotychczasowego menedżera - Błażeja Skrzeszewskiego. Z kolei rybniczanie dość nieoczekiwanie znaleźli się na dnie ligowej tabeli. Miejscowi rozpoczęli pojedynek z wysokiego C i po piątym biegu osiągnęli prawie dziesięciopunktowe prowadzenie. Ogromna w tym zasługa świetnie spisującego się Petera Kildemanda. U Duńczyka nie ma żadnego śladu po niedawnej kontuzji. Ba, jest on głodny jazdy jak nigdy wcześniej. Radość kibiców w czarno-czerwonych szalikach nie trwała jednak długo. Gdy wydawało się, że Aforti Start dowiezie na pełnym luzie arcyważny triumf, coś nagle wstąpiło w Antonio Lindbaecka. Szwed po przegranym wyścigu z Andreasem Lyagerem zaczął robić się strasznie agresywny i w pewnym momencie kopnął w koło rywala. Nie przeszło to uwadze sędziego, który wlepił mu czerwoną kartkę. Oznaczało to wykluczenie do końca zmagań. Sytuację momentalnie wykorzystali przyjezdni. ROW błyskawicznie odrobił straty i doprowadził do nerwowej końcówki. Reprezentantom gości w pogoni za rywalami nie przeszkodził nawet groźnie wyglądający upadek lidera - Grzegorza Zengoty. Podczas gdy wychowanek Falubazu Zielona Góra walczył z bólem, świetne zawody odjechali dość niespodziewanie Patryk Wojdyło oraz Krystian Pieszczek. To właśnie tych dwóch Polaków broniło honoru rybniczan. Siebie w tym czasie nie przypominał między innymi Nicolai Klindt. Emocje sięgnęły zenitu przed ostatnią gonitwą, kiedy to żużlowcy w zielono-czarnych kewlarach zbliżyli się do przeciwników na zaledwie dwa "oczka". W nim niestety znów główną rolę odegrał sędzia, który wprawił w euforię cały stadion i wykluczył Grzegorza Zengotę za ruszanie się pod taśmą. Po tej kontrowersyjnej decyzji stało się pewne, że Aforti Start nie przegra tego meczu. Na nic zdała się nawet trójka Andreasa Lyagera, ponieważ starcie zakończyło się i tak wynikiem 45:43. Internet tego samego dnia natychmiastowo zapłonął ze złości. - To jest dramat co robią "sędziowie". Ślepy wypaczył wynik meczu... Zabiją ten sport. Niedługo nie będzie można oddychać na starcie. DNO. Pięć razy oglądałem powtórkę i nie widziałem naprawdę żeby zawodnik się ruszał. Miał wygrać lepszy. Miał wygrać sport. Wygrał Bryła. Jeśli dotyczyłoby to zawodnika z Rybnika myślałbym tak samo - napisał na przykład na Facebooku jeden z kibiców Stelmet Falubazu Zielona Góra. Wynik nie ulegnie już jednak zmianie, co oznacza że ROW Rybnik znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Klub prowadzony przez Krzysztofa Mrozka zamyka obecnie tabelę eWinner 1. Ligi i jeżeli prędko nie poprawi się forma kilku kluczowych zawodników, to grozi mu spadek na najniższy szczebel rozgrywkowy. Aforti Start również nie może odetchnąć z ulgą. Przed ekipą z pierwszej stolicy Polski jeszcze kilka trudnych spotkań z solidnymi rywalami, a ich zapas nad ostatnią drużyną wynosi zaledwie jedno "oczko".