Przed zawodami Polaków upatrywano w roli zdecydowanych faworytów do zwycięstwa w turnieju. Nie dość, że byli oni piekielnie zmotywowani, ponieważ na triumf na arenie międzynarodowej czekali sześć lat, to na dodatek organizowali imprezę, ponieważ finał odbył się we Wrocławiu. Jakby tego było mało, wspierał ich cały Stadion Olimpijski, ponieważ na trybunach domowego obiektu Betard Sparty zasiadło trzynaście tysięcy biało-czerwonych kibiców. Pierwsza seria pokazała jednak, że walka o prestiżowe trofeum Ove Fundina łatwa wcale nie będzie. Świetnie prezentowali się Brytyjczycy, a podopieczni Rafała Dobruckiego początkowo byli cieniem samego siebie. Dopiero od drugiej serii startów nasi rodacy rozpoczęli pogoń za Danielem Bewleyem i spółką, która ostatecznie zakończyła się sukcesem, bo przed ostatnim wyścigiem nad reprezentantami Zjednoczonego Królestwa mieliśmy jedno "oczko" zapasu. Niesamowity bieg Janowskiego. Kibice byli w siódmym niebie Selekcjoner w ostatnim wyścigu zdecydował się puścić do boju nie Bartosza Zmarzlika, a Macieja Janowskiego, ponieważ wierzył, że ten wykorzysta doskonałą znajomość Stadionu Olimpijskiego. Zaraz po starcie wypełniony po brzegi obiekt pogrążył się w ciszy, gdyż 31-latek znalazł się na ostatniej pozycji. Kapitan Betard Sparty nie zamierzał się jednak poddawać i napędzał się z okrążenia na okrążenie, czekając na odpowiedni moment do ataku. Ten nastąpił dopiero na czwartym kółku. Janowski dokonał wówczas niemożliwego i wyprzedził dwóch zawodników, co oznaczało złoto dla Polski bez konieczności rozgrywania biegu dodatkowego. Po przejechaniu linii mety w obozie "Orłów" zapanowała istna euforia. Na trybunach natomiast kibice rozpoczęli wielkie święto, które potrwało do niedzielnego poranka. Kibiców nie przegoniła nawet ogromna ulewa. Pojawiła się ona w końcówce dekoracji i tylko na moment przerwała wielki moment chwały Polaków. - Podobno mężczyzny nie poznaje się po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy - oznajmił szczęśliwy Maciej Janowski w oficjalnym wywiadzie. - Wiele było różnych dobrych akcji w mojej karierze. To była jedna z nich, ale zakończona złotym medalem dla drużyny. To moja praca i staram się ją wykonywać jak najlepiej. Trener wysłał mnie do takiej misji, wierzył we mnie, a ja to czułem to. Cieszę się, że nie zawiodłem jego oczekiwań - dodał już potem na spokojnie w rozmowie z Interią.