Z Orłem Łódź liczy się dziś cała żużlowa Polska. Nie dość, że drużyna od ponad dziesięciu lat może pochwalić się stabilnymi wynikami i nieprzerwanie rywalizuje na zapleczu PGE Ekstraligi, to na dodatek rozwija się ona zarówno pod względem organizacyjnym, jak i infrastrukturalnym. Obecnie jedyną bolączką kibiców jest fakt, iż w ostatnich sezonach drużynie niestety daleko do upragnionego awansu do elity. W tym roku, przynajmniej na papierze, skład także nie powala na kolana. - Jeśli my w zeszłym sezonie zebraliśmy za bilety tylko 390 tysięcy złotych, to o czym my mówimy? W niektórych klubach pierwszoligowych za jeden mecz biorą po 300 tysięcy złotych. Dlaczego ja mam wszystkim fundować rozrywkę na najwyższym poziomie? I teraz jaką mam gwarancję, że nawet jak w Łodzi będzie Ekstraliga Żużlowa, to nagle przyjdą tłumy kibiców? - grzmi właściciel klubu, Witold Skrzydlewski, w rozmowie z Tygodnikiem Żużlowym. Witold Skrzydlewski odda Orła za symboliczną złotówkę? Brak przyzwoitej frekwencji na trybunach to nie jedyna bolączka pierwszoligowca. Krzywym okiem na działania ośrodka patrzą bowiem inne miejskie kluby. - Żadne zaskoczenia. Łódź piłką stoi, są w mieście dwa kluby i każdy o tym wie. Bardziej boli mnie to, że inne kluby uważają, że żużel w Łodzi nie powinien istnieć. Z tym trzeba się jakoś godzić - dodaje honorowy prezes Orła. Witolda Skrzydlewskiego, który corocznie pakuje w żużel miliony, śmiało możemy nazwać jednym z najbardziej oddanych miłośników czarnego sportu. Cierpliwość każdego człowieka ma jednak swoje granice. - Ja myślę całkiem poważnie, żeby ktoś sobie ten klub wziął. Najchętniej oddamy go za symboliczną złotówkę i jeszcze pół miliona złotych wpłacimy na konto w ramach wyprawki. My jako rodzina - kończy działacz. Podopieczni Adama Skórnickiego tegoroczną rywalizację rozpoczną w drugi tydzień kwietnia od domowego meczu z ROW-em Rybnik.