Wierzy w rzetelność polskich prezesów Od tygodnia jesteśmy w mundialowym trybie. My żużloholicy, kibice zapadamy powoli w zimowy sen, chociaż w klubach trwa właśnie gorący okres wytężonej pracy nad spinaniem budżetów, ale nie tylko, bo i papierkowej roboty jest od groma. Jestem daleki od wieszczenia kasandrycznych wizji i stawiania odważnych tez, że za rok bardziej będziemy się pasjonować procesem licencyjnym i kto zbankrutuje, nie przejdzie weryfikacji etc., niż wspominać piękne akcje, wydarzenia na torze. Szykują się ponoć ostre restrykcje. Jeśli zajdzie taka potrzeba GKSŻ i Speedway Ekstraliga pójdą na wojnę z nierzetelnymi, żyjącymi ponad stan ośrodkami. Zawirowania pewnie wystąpią, bo sytuacja ekonomiczna i geopolityczna jest mocno niestabilna. Ciężko przewidzieć, co jeszcze czeka nas na wschodnią granicą, gdzie toczy się regularna wojna. Nie mówmy jednak głośno, co będzie za rok, czy pojawią się problemy. To szmat czasu. To nie jest też tak, że nie można tąpnięć brać pod uwagę, ale ufam w zdrowy rozsądek naszych działaczy. Większość z nich, to porządni ludzie z głową na karku, którzy oglądają każdą złotówkę po kilka razy. Z drugiej strony trzymam kciuki za prezesów: Stępniewskiego i Szymańskiego, żeby trwali w swoim postanowieniu i faktycznie nie było żadnego pobłażania. Coś w stylu, na ręce wam nie patrzmy, ale miejcie się na baczności. Lewandowskiemu spadł kamień z serca Czy nam się to podoba, czy nie piłka nożna potęgą jest i basta. Oczywiście jestem konsekwentny w swoich deklaracjach i poza meczami Polaków nie oglądam mistrzostw świata w Katarze. Chociaż za futbolowego fachowca się nie uznaję, haratałem kiedyś w gałę namiętnie, ale do czasu aż siadło mi kolano, to lubię pogadać na różne tematy, a że teraz cały kraj nad Wisłą grzeje się Mundialem, to chętnie podzielę się swoją skromną refleksją po świetnym spotkaniu kadry Czesława Michniewicza z Arabią Saudyjską. Tak, tak, dobrze przeczytaliście drodzy kibice. Świetnym. Słyszę różne krytyczne opinie, utyskiwania na styl, malkontenci wylewają swoje żale, że gramy totalny "piach", że taktyka nie taka. No każdy jest selekcjonerem. Szybkie porównanie z żużlem. Zwycięzców się nie sądzi. Trzeba zdobyć czterdzieści sześć punktów, aby odtrąbić zwycięstwo. W piłce należy strzelić jednego gola więcej od rywala i wszystko inne się nie liczy. Nie przypominam sobie tak dobrego położenia polskiej husarii po dwóch seriach gier w fazie grupowej. Rozsiedliśmy się w fotelu lidera z ogromnymi szansami na awans do rundy pucharowej. Historia tworzy się na naszych oczach. Doceńmy to, a nie bez przerwy marudźmy. Jestem twardo stąpającym po ziemi, ale także bardzo uczuciowym gościem. Wiele w życiu już widziałem, lecz reakcję największej gwiazdy polskiego sportu bez podziału na kategorie - Roberta Lewandowskiego po wbiciu gola Arabii zapamiętam na długo. Kapitanowi reprezentacji spadł ogromny kamień z serca. Padając w geście radości na murawę wyraźnie zaszkliły mu się oczy. On na swoich barkach dźwiga ciężar olbrzymich oczekiwań czterdziestu milionów rodaków. Ciążył mu ten spudłowany karny z Meksykiem i brak bramki w finałach MŚ. Potrafię uronić łezkę i w ogóle się tego nie wstydzę, dlatego w tamtym momencie szczerze się wzruszyłem. A jak facet płacze to znaczy, że płacze. Reprezentacja to nasze dobro narodowe. Ona jest jedna i daje nam poczucie dumy. Bardzo dziękuję za to fenomenalne widowisko w sobotę. Siedząc przed telewizorem zdarłem gardło. Szkoda tylko, że kalendarzowo akurat dla nas turniej jest ulokowany, kiedy za oknem sceneria już zimowa. Może się wychylę, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jak aura jest bardziej sprzyjająca, często organizuję spotkania w szerszym gronie. Wpadają znajomi, sąsiedzi, przyjaciele, bo uważam, że emocje sportowe powinniśmy dzielić. Lepiej się je przeżywa. Mam takie ulubione miejsce, gdzie mogę eksponować swoje zdolności kulinarne. Przygotowuję pyszną wędlinę, którą wędzę cały dzień, aby potem łaskotać kubki smakowe moich gości. I tego mi właśnie brakuje. Tytułem zakończenia, mam nadzieję, że w środę wieczorem, po meczu z Argentyną poryczymy się ze szczęścia. Trzymajmy kciuki za naszych, bo w takich chwilach wszyscy jesteśmy jedną, wielką sportową rodziną. Jacek Frątczak