Jack Holder groźnie upadł podczas finału Drużynowego Pucharu Świata we Wrocławiu. Nie kontynuował zawodów, odniósł kontuzję nadgarstka. Ostatnio wrócił do jazdy, ale wciąż nie jest w pełni sił. Holder zmaga się z wielkim bólem, który momentami dosłownie nie daje mu normalnie funkcjonować. Mimo tego jeździ i jeszcze osiąga świetne wyniki. W sobotę w Cardiff był jednym z najlepszych zawodników turnieju Grand Prix Wielkiej Brytanii. Zajął drugie miejsce, pokonał choćby Bartosza Zmarzlika. Po zawodach Holder wyglądał już lepiej, choć nadal nie przypominał kogoś, kto jest w stanie jeździć na żużlu. Było widać ból, z którym się zmaga. Zapewne w dużej mierze to, że dał radę jeździć było efektem działającej adrenaliny. Dobrze wiemy, że żużlowcy na jej bazie często są w stanie jeździć, mimo że teoretycznie nie powinni w ogóle podchodzić do zawodów. Wystarczy tylko przypomnieć przypadek Jasona Doyle'a. Do prezentacji wychodził o kulach. Płakał w parku maszyn. Co za wyczyn Holdera Kamery zarejestrowały Jacka Holdera w trakcie zawodów, gdy siedział w boksie i płakał z bólu. Cały czas trzymał się za rękę, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, by się wycofać. Drugie miejsce wywalczone w takich okolicznościach urasta do miana kapitalnego wyczynu. Każda kontuzja w jakiś sposób przeszkadza w jeździe, ale kontuzja nadgarstka jest podwójnie uciążliwa. Tym większe słowa uznania dla Holdera. Ten zawodnik może tylko żałować, że opuścił rundę w Rydze. Miałby szansę na medal. Na ten moment Holder traci do trzeciego w klasyfikacji Vaculika osiem punktów. To jest niedużo, ale jego rywal naprawę trzyma wysoką formę. W Cardiff wygrał po raz kolejny w tym sezonie. Trudno liczyć na jakąś obniżkę formy, która mogłaby kosztować Słowaka medal. Tu Holder musi dać coś ekstra, czyli w praktyce po prostu postarać się wygrać któryś z dwóch ostatnich turniejów (Vojens i Toruń). Drugi z tych obiektów zna przecież na wylot.