Eugeniusz Nazimek w zawodach żużlowych debiutował już kilka lat po II Wojnie Światowej. Pochodzący spod Rzeszowa sportowiec był jednym z pionierów speedwaya na ziemiach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Doskwierający marazm komunistycznej rzeczywistości szybko zmusił go do zmiany barw klubowych. Dołączył do bydgoskiej drużyny, milicyjnego klubu noszącego wówczas nazwę nie "Polonia" (jak przed wojną i teraz), a "Gwardia". Eugeniusz Nazimek - legenda Rzeszowa i Bydgoszczy W Bydgoszczy szybko zyskał sympatię kibiców. Był jednym z najważniejszych punktów zespołu, kiedy ten sięgał po wicemistrzostwo Polski w sezonach 1951 i 1953. Dzielił park maszyn przy Sportowej 2 ze Zbigniewem Raniszewskim czy Bolesławem Boninem, ale minął się w historii z bardziej pamiętanymi nad Brdą braćmi Norbertem i Rajmundem Świtałą czy przede wszystkim Mieczysławem Połukardem. Gdyby został w klubie o rok dłużej ,to wraz z tymi gwiazdami doczekałby zapewne drużynowego mistrzostwa Polski. Gwardia sięgnęła po złoto w sezonie 1955. Doświadczony, 27-letni już wówczas Nazimek zdecydował się jednak na powrót do małej ojczyzny. Polski Związek Motorowy zdecydował o powołaniu do życia drugiego stopnia rozgrywkowego. Oznaczało to wejście na mapę ligowego żużla Stali Rzeszów. Nazimek wracał na Podkarpacie w blasku chały, był wszak uznanym już w kraju żużlowcem. Jak zauważył Robert Noga, znany historyk czarnego sportu, o jego renomie świadczy przede wszystkim fakt, iż mimo startów w drugoligowej drużynie, rzeszowianin wciąż otrzymywał powołania do reprezentacji Polski. Zginął podczas meczu z Legią Niestety, Eugeniusz Nazimek nie doczekał złotej ery rzeszowskiego żużla - lat sześćdziesiątych. Stracił życie podczas towarzyskiego spotkania z Legią Warszawa (posiadała ona wówczas sekcję żużlową) 12 lipca 1959 roku. Prowadził w piątym wyścigu dnia, ale podczas pokonywania prostej zbyt mocno zbliżył się do bandy. Nie przypominała ona wówczas jeszcze twardego płotu znanego z dzisiejszych rozgrywek, a była wykonana z siatki podobnej do ogrodowej. Jego podnóżek zahaczył o jedno z jej oczek, rzeszowianin stracił panowanie nad motocyklem. Jadący za nim Stanisław Kaiser nie miał czasu na reakcję i mimowolnie przejechał po rywalu. Obrażenia - przede wszystkim złamanie kości podstawy czaski - były tak poważne, że żużlowca nie udało się uratować. Zawody zostały przerwane. Zawodnicy obu ekip wyjechali na tor, by uczcić zmarłego kolegę rundą honorową. Na tablicy wyników widniał remis 12:12. W Rzeszowie po dziś dzień organizowany jest memoriał jego imienia.