Kamil Hynek, Interia: Jak pan przyjął drugie miejsce Bartosza Zmarzlika w plebiscycie na Sportowca 2022 roku? Bogusław Nowak, pierwszy trener Bartosza Zmarzlika: Odczuwam lekki niedosyt. Po cichu liczyłem, że z pomocą wspaniałych kibiców żużla i ich głosów Bartkowi uda się wyprzedzić Igę Świątek. W każdym razie życzyłem mu tego z całego serca, bo na to zasłużył. To dość odważna opinia. Iga Świątek była w tym roku murowaną faworytką do zwycięstwa. Nasza tenisistka wygrała dwa turnieje wielkoszlemowe, wdrapała się na szczyt światowego rankingu więc z czego czerpał pan ten optymizm? - Wiara potrafi przenosić góry. Za Igą fantastyczny sezon, jestem pełen uznania dla jej dokonań, ale Bartek zdobył trzeci w karierze tytuł mistrza świata, a fani czarnego sportu już nie raz udowodnili, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Nie analizowałem słupków oglądalności żużla i tenisa, ale myślę, że speedway przynajmniej na polskim podwórku ma mocno ugruntowaną pozycję. Od marca do października Bartek wyskakuje praktycznie z każdej lodówki. On zdążył już sobie na przestrzeni lat wypracować taką pozycję, że spokojnie można go nazywać ambasadorem i wizytówką polskiego sportu. Zgoda. Bartek ma już wyrobioną markę, jest wystarczająco rozpoznawalny. Słyszysz nazwisko Zmarzlik i nie drapiesz się po głowie, co to za kosmita. Ale jednak przyzna pan rację, że tenis ziemny bije na głowę żużel, jeśli chodzi o rozpoznawalność w świecie. - Przykładając miarę prestiżu, globalność dyscyplin, to tutaj Iga bezdyskusyjnie ma ogromną przewagę. Więcej ludzi uprawia tenis, większe pieniądze są do podniesienia z kortu, najważniejsze turnieje oglądają miliony ludzi. Żużel jest w tym przypadku ubogim krewnym na każdej płaszczyźnie. Robert Lewandowski nie odnotował w tym roku nie wiadomo jakich osiągnięć, a znalazł się na podium plebiscytu. To jest chyba modelowa definicja tej globalności dyscypliny. - Prawda. Zadziałała magia nazwiska. Osobiście w prywatnej klasyfikacji wyżej wpisywałem Wojciecha Szczęsnego. W moim przekonaniu bramkarz reprezentacji Polski bardziej zasłużył na wyższą pozycję. Miał większy wpływ na występ kadry w Katarze. No, ale to w gruncie rzeczy, to jednak konkurs popularności. Zapytamy za granicą dowolnego człowieka, kogo gra robi na nim większe wrażenie i pewnie z dziewięćdziesiąt procent odpowie, że Lewandowskiego. Czas gra na korzyść Zmarzlika. - Jeśli będzie sięgał po kolejne szczyty w tak ekspresowym tempie, to te statuetki, "chłopków" nie pomieszczą mu się zaraz w półce. Poza tym to niezwykle skromny i dobrze wychowany chłopak. Jest raczej lubiany, dużo w nim pokory, waży słowa. Nie wykonuje nic po publiczkę, jak co po niektórzy. Pije pan do Pawła Fajdka, który po zajęcia dziewiątego miejsca strzelał fochy? - Różnica między panem Fajdkiem, a Bartkiem jest taka, że Zmarzlik wziąłby tę dziewiątą pozycję z pocałowaniem ręki. Ba, jego ucieszyła już sama nominacja do dwudziestki szóstki. Dla niego obecność w tym gronie była już ogromnym wyróżnieniem. Inny typ człowieka, nie ta glina. Na Fajdka spadła ogromna fala krytyki. Większość uważa, że nasz super młociarz bardziej sobie zaszkodził niż pomógł? - On zdążył przyzwyczaić swoich kibiców do tego typu zachowania. Czasami jednak lepiej ugryźć się w język, pochylić głowę i chociaż próbować robić dobrą minę do złej gry. Poczuł się niedoceniony. Wie pan, mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Jeżeli gdzieś w głowie uknuł plan, że w ten sposób zjedna sobie większą rzeszę kibiców, to raczej srogo się pomyli. Podobny wyskok, ale w roli głównej Bartek - nie ma racji bytu. - Pan żartuje? Nie ma szans. Trener Cieślak mówił o kindersztubie. Bartek zawsze pokazuje klasę na torze i poza nim. Za to Fajdek mógłby wziąć parę lekcji savoir - vivre od Zmarzlika. Przydadzą mu się w przyszłości.