Przeważnie jest tak, że jeśli ktoś dobrze i regularnie jeździ w eWinner 1. Lidze, to prędzej czy później trafia do PGE Ekstraligi. Raz, że po prostu brakuje tam klasowych zawodników, a dwa że taki ruch nakazuje uczynić prosta logika. Jeśli możesz podnieść swój poziom, jeździć lepiej i lepiej zarabiać, to zrób to. Problem w tym, że dla wielu zawodników taki atak na PGE Ekstraligę skończył się niepowodzeniem, nawet mimo bardzo dobrych występów na jej zapleczu. Wynika to być może jednak z dużej dysproporcji między ligami, a także z większych obciążeń psychicznych, jakie generuje elita. Zwróćmy uwagę na Tobiasza Musielaka. To żużlowiec, który w czasach juniorskich był zdecydowanie jednym z najlepszych w Polsce w swoim wieku. Szedł w zasadzie na równi z braćmi Pawlickimi, Patrykiem Dudkiem czy Maciejem Janowskim. Później jednak jego kariera zaczęła pikować w dół. Jako senior w ekstralidze prezentował się coraz słabiej, a czarę goryczy przelał rok 2018, kiedy to był najgorszym seniorem w lidze, z katastrofalną średnią biegopunktową - 1,109. Zdecydował się na zejście do niższej ligi i dobrze mu to zrobiło. W Łodzi, Krośnie i Toruniu odbił się sportowo. Mieli zaufać Musielakowi, wybrali Miedzińskiego Apator chciał w sezonie 2021 postawić w PGE Ekstralidze na kogoś z dwójki Musielak-Miedziński. Wydawało się, że większe szanse ma ten pierwszy. Świetnie prezentował się u progu sezonu, jechał jak za dawnych lat. Apator wybrał jednak Miedzińskiego i o czymś to świadczy. Musielak wylądował w Krośnie i tam znów robił furorę. Gdy przyszło do poważnych zawodów międzynarodowych, nie radził sobie zbyt dobrze. Wystarczy wspomnieć finał eliminacji do GP w słowackiej Żarnowicy. Przypadków podobnych do Musielaka jest więcej. Od lat PGE Ekstraligę chce zaatakować Wiktor Kułakow, który świetnie prezentuje się na zapleczu. W 2020 roku miał okazję pojechać w tych rozgrywkach jako gość, ale bardzo odstawał od reszty. Kto wie, być może tym odstraszył od siebie prezesów? O PGE Ekstralidze marzy też Andrzej Lebiediew, klubowy kolega Musielaka z Wilków w zeszłym sezonie. On też kilka razy zderzył się z elitą. Ciekawym przypadkiem był przez lata Robert Miśkowiak. Świetnie prezentujący się w 1. Lidze zawodnik, mający liczne sukcesy międzynarodowe (mistrzostwo świata juniorów), permanentnie nie chciał podpisać kontraktu w ekstralidze. Wszyscy się temu dziwili, bowiem propozycji miał mnóstwo. Zarzucano mu, że boi się startów w ekstralidze. Miśkowiak nigdy oficjalnie się do tego nie odniósł, ale ewidentnie coś było na rzeczy. Być może wyszedł z założenia, że lepiej być gwiazdą 1. Ligi niż średniakiem w ekstralidze.