Jeszcze w ubiegłym sezonie było tak, że klub nie mógł podpisać z zawodnikiem umowy wyższej niż pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt. To wynikało z limitów finansowych, jakie obowiązywały w żużlu. Sprawą zainteresował się jednak UOKiK i limity zniknęły. Nie zniknęły jednak dodatkowe umowy ze sponsorami, które klub oferował zawodnikom w ramach kontraktów. Milion za podpis to maks na klubowym kontrakcie Gdy były limity, to dodatkowe umowy ze sponsorami służyły temu, żeby dać żużlowcowi więcej. Teraz będzie tak samo. Problem w tym, że jeszcze w kontraktach na 2022 nie było innego sposobu na zaproponowanie wyższej umowy, a teraz można legalnie płacić, ile dusza zapragnie. Jednak prezesi, z jakiegoś powodu, nie chcą szaleć, a zawodnicy biorą dodatki w ciemno, zupełnie nie przejmując się tym, że z ich wypłatą są same kłopoty. Klubowe kontrakty przekroczyły pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt, ale jest jakaś granica, której nikt nie chce przekroczyć. Jeśli zawodnik chce naprawdę duże pieniądze, to słyszy: dostaniesz je, ale część z nich będzie w ramach umowy ze sponsorem, którego ci wskażemy. Milion za podpis na klubowym kontrakcie to absolutny maks, a przecież słyszeliśmy o wyższych umowach sięgających nawet 1,5 miliona za podpis. Zawodnicy podpisali wiele takich dodatkowych kontraktów sponsorskich na sezon 2023, choć wcale nie musieli tego robić, a zważywszy na to, co działo się w przeszłości, można dodać, że mocno ryzykowali, podpisując umowy tego typu. Poczekają na kasę, bo trafili na koniec kolejki Pieniądze w kontrakcie klubowym są gwarantowane procesem licencyjnym. W ostatnich latach nie zdarzyło się, żeby ktoś tej kasy nie zapłacił. Ze sponsorskimi dodatkami bywa różnie. Przeważnie są wypłacane, ale zawodnicy muszą czekać na te pieniądze po kilka miesięcy. Zwłaszcza gdy zdecydują się na zmianę barw. Wtedy trafiają na koniec kolejki u byłego już pracodawcy. Krzysztof Cegielski, szef stowarzyszenia żużlowców Metanol poinformował kilka dni temu, że kilku zawodników wciąż czeka na pełne rozliczenie za sezon 2022 (to już cztery miesiące) i dodał, że chodzi o umowy reklamowe. Dlatego aż dziw bierze, że żużlowcy, choć widzą, że są z tymi dodatkowymi umowami problemy, nadal je podpisują. Jeden z menadżerów zwrócił nam uwagę, że w tej sytuacji trudno ich nawet żałować, bo "widziały gały, co brały". - Zawodnicy, biorąc dodatki, sztucznie pompują płace, a te dodatkowe kontrakty wynikają wyłącznie z pazerności - mówi nam agent. Mimo uwolnienia płac szara strefa w żużlu wcale nie będzie mniejsza. Rok temu kluby dopłacały najlepszym do kontraktu nawet i pół miliona złotych. Teraz będzie podobnie, bo przecież gaże mocno poszły w górę, a milion za podpis i 10 tysięcy za punkt dla gwiazdy, to jest pewien standard. Zobacz również: Pokazał, co ma na talerzu. Kiedyś chodził głodny