Po sezonie 2021 może dojść do paradoksalnej sytuacji, że ani jedna z pierwszoligowych drużyn nie będzie zainteresowana awansem do PGE Ekstraligi. Tym samym nikt z elity nie spadnie, a biorąc pod uwagę lukratywny 4-letni kontrakt telewizyjny, jaki wejdzie w życie od przyszłego roku, może się okazać, że najwyższa klasa rozgrywkowa wręcz zamknie się na pierwszoligowców na lata! Specjalnie nie zaszaleją Mimo, że beniaminek, jak i każdy inny zespół z PGE Ekstraligi, będzie mógł liczyć na 6 milionów złotych wpływu do budżetu z tytułu sprzedaży praw do pokazywania ligi i od jej sponsora tytularnego, to na rynku transferowym nie będzie w stanie zaszaleć. Część środków trzeba będzie wydać na spełnienie wymogów licencyjnych tj.: zatrudnienie dodatkowych osób, założenie drugiej drużyny, zakupienie plandeki zabezpieczającej tor przed deszczem, czy (w niektórych przypadkach) wykonanie odwodnienia liniowego toru. Abstrahując już od tego, że poza Rybnikiem i Bydgoszczą miasta musiałyby też mocno zainwestować w infrastrukturę stadionową, w kasie beniaminka - ktokolwiek by nim nie był - nie będzie za dużo milionów na wyciągnięcie czołowych zawodników z innych ekstraligowych drużyn. Tymczasem w prawie każdym klubie pierwszoligowym trzeba dokonać wręcz kadrowej rewolucji, by nie podzielić losu ROW-u Rybnik z sezonu 2020 i nie zakończyć rozgrywek z kompromitującym bilansem 1 zwycięstwa i 13 porażek. Rosjanin i 48-letni "dziadek" Rybniczanie, prowadzący obecnie w tabeli eWinner 1.LŻ w przeciwieństwie do innych drużyn pierwszoligowych mieliby najłatwiej spełnić wszystkie wymogi licencyjne PGE Ekstraligi. Kadrowo musieliby się jednak niesamowicie wzmocnić, by nie powtórzyć zeszłorocznej katastrofy. Tak naprawdę z obecnej drużyny trenera Marka Cieślaka na PGE Ekstraligę nadawałby się tylko Siergiej Łogaczow i... Rune Holta. Przy czym Norweg z polskim paszportem, który w sierpniu skończy 48 lat, dawałby gwarancję na solidne punkty tylko w meczach domowych. Można do tego od biedy jeszcze dodać 16-letniego Pawła Trześniewskiego, który nie zdążył jeszcze odjechać meczu w lidze, ale wiele wskazuje, że może się okazać sporym. To wszystko! Drugiego polskiego seniora, zawodnika do 24 lat, młodzieżowca i przede wszystkim jedną zagraniczną "strzelbę" by trzeba znaleźć. Niewiele lepiej wygląda sytuacja w Krośnie. Na kolejną szansę w elicie niewątpliwie zasługuje najskuteczniejszy zawodnik eWinner 1.LŻ Tobiasz Musielak, można zaufać na pozycji U24 Patrykowi Wojdyle, który na własnym torze jest w stanie odjechać bardzo dobre zawody i... to wszystko. Powierzenie Andrzejowi Lebiediewowi roli jednego z zagranicznych liderów, graniczyło by z szaleństwem. Dla Vaclava Milika czy Mateusza Szczepaniaka PGE Ekstraliga to zdecydowanie za wysokie progi, a o formacji juniorskiej lepiej nie wspominać. Ekstraligowe tylko ego! W Ostrowie do elity nadają się Grzegorz Walasek i Nicolai Klindt, ale... tylko na podstawie ich własnego, mocno przerośniętego ego. Z nimi w roli liderów ostrowianie mogliby jeszcze poprawić katastrofalny bilans punktowy ROW-u z zeszłorocznych rozgrywek. W zasadzie poza bardzo obiecującymi juniorami i Patrickiem Hansenem na pozycji U24 trener Mariusz Staszewski całą kadrę musiałby zbudować od nowa, żeby jakakolwiek zabawa miała sens. W Gdańsku jeszcze większa posucha. Przeciętny sezon jadą Jakub Jamróg i Rasmus Jensen, a beznadziejny Krystian Pieszczek, a pozycja U24, to "pięta achillesowa" Zdunek Wybrzeża. Tak naprawdę na PGE Ekstraligę nadaje się zatem tylko Wiktor Kułakow. Już większe nadzieje daje skład Abramczyk Polonii Bydgoszcz gdzie mają przynajmniej juniorski talent w postaci 16-latka Wiktora Przyjemskiego. Można się też zastanowić czy nie dać szansy w elicie Davidowi Bellego lub Wadimowi Tarasience. By to miało jednak jakikolwiek sens, bydgoszczanie musieliby wówczas sięgnąć przynajmniej po jedno wielkie nazwisko na pozycji krajowego seniora (np. po Patryka Dudka). Skazani na... niechcianych Tak naprawdę beniaminek - ktokolwiek by nim nie był - skazany jest tylko na zawodników niechcianych w innych ekstraligowych ośrodkach lub na spore przepłacanie. Za porównywalne pieniądze od tych oferowanych w innych klubach, na przejście do beniaminka nie zdecyduje się nikt. Taki transfer po pierwsze nie daje wielkich nadziei na więcej niż 14 meczów w sezonie (od 2022 roku w play-off wystąpi 6 zespołów), a po drugie obarczony jest sporym ryzykiem, że cała przygoda potrwa tylko rok. Teoretycznie najłatwiej beniaminkowi wyciągnąć zawodników z ekipy spadającej z ligi. W tym roku jednak niezależnie od tego kto spadnie, za dużego wyboru nie będzie. Z ZOOLeszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz różnicę może zrobić tylko jeden zawodnik - Nicki Pedersen, ale ostrzą sobie na niego zęby też w innych ekstraligowych zespołach (m.in. w Falubazie Zielona Góra i Włókniarzu Częstochowa). Przemysław Pawlicki i Krzysztof Kasprzak to transfery wysokiego ryzyka. Mogą sporo kosztować, a efektu nie dać żadnego. Kenneth Bjerre zaś niczym nie różni się od czołowych pierwszoligowców. Kolejka już się ustawiła Gdyby spadł Marwis.pl Falubaz Zielona Góra, to kapitalnym ruchem dla beniaminka byłoby pozyskanie Patryka Dudka. Do wicemistrza świata z 2017 roku i trzeciego zawodnika Europy z tego roku kolejka jest już jednak tak długa, z najbogatszym w lidze Motorem Lublin na czele, że beniaminek raczej się po zielonogórzanina nie dopcha. Innych zawodników Falubazu w czołowej dwudziestce najskuteczniejszych żużlowców PGE Ekstraligi próżno szukać. Matej Żagar czy Max Fricke (mający zresztą kontrakt na 2 lata w Zielonej Górze) to żadne "strzelby", Piotr Protasiewicz to już 46-letni starszy pan, a Mateusz Tonder, który ostatnio zebrał sporo pochwał, to chłopak na poziomie ledwie 1,3 pkt/bieg. Trzecim zespołem zagrożonym spadkiem jest eWinner Apator Toruń. Z niego pozyskać zawodników teoretycznie beniaminkowi mogłoby być najłatwiej. O ile jednak toruńscy zawodnicy w ogóle chcieliby się gdziekolwiek ruszać. Jack Holder w 2020 roku nie miał przecież problemów by jeździć w eWinner 1.LŻ. Pytanie też czy Australijczyk chciałby też jeździć w innych barwach bez brata, a pozyskiwanie go w pakiecie ze starszym Chrisem, już tak wielkim wzmocnieniem nie jest, bo zawodnik ten w niczym już nie przypomina formą mistrza świata z 2012 roku. Poza młodszym Holderem w każdym zespole beniaminka bez problemu miejsce znalazłoby się dla Pawła Przedpełskiego i Roberta Lamberta. Awans może kosztować "taczkę" Niezależnie kto awansuje i kto spadnie w pierwszoligowym ośrodku, który wywalczy sobie prawo startu w PGE Ekstralidze, będą mieli dylemat czy podjąć wyzwanie. Prezes ROW-u Rybnik powiedział już zresztą głośno, że jeśli władze najlepszej żużlowej ligi świata, nie zmienią regulaminu, to powrót nie ma większego sensu. Po pierwsze szanse na zbudowanie konkurencyjnego składu ma iluzoryczne, po drugie słabej drużyny na pewno nie podejmie mu się poprowadzić Marek Cieślak, po trzecie wreszcie kolejnej katastrofy w PGE Ekstralidze na pewno nie wybaczą mu kibice, którzy już w sezonie 2020 chcieli go wywieźć na taczce. Jedyną szansą dla beniaminka jest powrót do przepisu o KSM. Kalkulowana średnia meczowa wyliczona dla każdego zawodnika na postawie jego wyników w ostatnich pięciu sezonach, przy jednoczesnym rygorystycznym limicie KSM na cały zespół, na poziomie 36-38 pkt, sprawi, że na rynku w rozsądnych cenach pojawi się kilku zawodników, którzy mogą stanowić realne wzmocnienie dla beniaminka. Ta zmiana nie leży jednak w interesie większości ekstraligowych klubów. Beniaminek I ligi, który nie ma większych szans by zagrozić ich pobytowi w elicie, to dla nich rozwiązanie idealne. Wolą się kisić we własnym sosie i wyciągać kolejne miliony od telewizji. Arkadiusz Adamczyk