"Sam startuję w Polsce pod wielką presją. W tym roku po kilku porażkach jest ona przeogromna. Rafał był najlepszym polskim zawodnikiem i presją którą wywierał klub przeszła na kibiców, którzy nie dawali ostatnio zawodnikowi spokoju. Raz miał z nimi przykre przejścia. ( 27 kwietnia Kurmański uczestniczył w bójce w jednym z zielonogórskich lokali - dop.red) To niezrozumiałe, że może być aż tak duża presja na wynik. To po prostu chore. Polscy działacze powinni pojechać na mecze do Anglii i Szwecji. Tam też są pieniądze, ale brak wariackiej presji" - twierdzi mistrz świata, który jednocześnie odsłania kulisy tego co mogło się dziać w Zielonej Górze się z soboty na niedzielę. "Od pewnych, ale zaufanych osób z Zielonej Góry dowiedziałem się, że w sobotni wieczór Rafał miał kolejną awanturę z kibicami w jednym z lokali. To właśnie po niej wsiadł do samochodu i został zatrzymany przez policję, która stwierdziła iż jest pod wpływem alkoholu. Co się potem stało wszyscy wiemy." - kończy Duńczyk, który zastanawia się nad sensem dalszych startów w barwach zielonogórskiej drużyny. "Gdybym był prezesem nigdy w życiu nie pozwoliłbym na odjechanie meczu w tak tragicznych okolicznościach. To brak szacunku dla zmarłego. To działacze chcieli jechać, nie zawodnicy. Im zależało bardziej na wpływach z biletów. Pojechałem słabo ponieważ byłem wstrząśnięty wiadomością o śmierci Rafała. Teraz straszy się mnie ściąganiem Richardssona na kolejne mecze. To po prostu żałosne. Chyba sam dam sobie spokój z Polską w tym roku" - mówi obcokrajowiec ZKŻ Zielona Góra. Jak widać presja działaczy na wynik jest ogromna. Narzekają na nią najlepsi żużlowcy. Jeśli słowa Pedersena są prawdą to najwidoczniej właśnie presja i niemożność sobie z nią poradzenia była przyczyną tragicznego ruchu jednego z najbardziej perspektywicznych polskich żużlowców.