33-letni zawodnik zdobył sześć punktów, a za rywali nie miał przecież Bartosza Zmarzlika, Taia Woffindena, Macieja Janowskiego czy Patryka Dudka. Ścigał się z takimi żużlowcami, jak Adrian Cyfer, Jonas Seifert-Salk, Karol Żupiński. Zwłaszcza w swoim pierwszym biegu Nilsson wyglądał bardzo źle, w ogóle nie łapał się na szprycę. Wróciły uzasadnione obawy o to, jak poradzi sobie w stawce, w której już za nieco ponad dwa tygodnie przyjdzie mu zadebiutować. GP rusza pod koniec kwietnia. Oczywiście, nie należy wyciągnąć zbyt poważnych wniosków na podstawie jednego spotkania, ale prawda jest taka, że już w zeszłym sezonie było go najmniej kilka meczów, w których Nilsson nie wyglądał jak zawodnik z GP. Kapitalnie wyszedł mu turniej GP Challenge w Glasgow, pokonał wyżej notowanych konkurentów i za to mu chwała. Pytanie, czy taki dzień jak wtedy będzie w stanie powtórzyć chociaż dwa czy trzy razy w nadchodzącym sezonie. Tacy już byli. Mówią o drugim Chrzanowskim Kibice oczywiście już zastanawiają się nad tym, co Nilsson będzie potrafił pokazać w rywalizacji z najlepszymi na świecie, skoro ma takie problemy z żużlowcami pokroju Cyfera chociażby. Poziom walki o mistrzostwo świata jest nieporównywalnie wyższy i trudno sobie wyobrazić, by ktoś tak jeżdżący w1. Lidze mógł na poważnie coś tam zdziałać. Fani przypominają uczestników z poprzednich lat, którzy delikatnie mówiąc, w cyklu nie zachwycili. Rzecz jasna, jednym z pierwszych którzy przychodzą do głowy, jest Tomasz Chrzanowski. Polak w elicie startował w sezonie 2005, był wówczas zdecydowanie żużlowcem światowej czołówki, ale w GP kompletnie sobie nie poradził. Niewiele lepsi byli choćby Craig Cook i Przemysław Pawlicki w 2018, ale im przynajmniej po razie udało się awansować do półfinału. Czy tak jeżdżący Nilsson ma na to jakiekolwiek szanse? Póki co, to mocno wątpliwe. Do rozpoczęcia cyklu jednak jeszcze kilkanaście dni. Może coś zmieni, może coś znajdzie.