Kamil Hynek, Interia: Po trzech latach tułaczki wracasz do Tarnowa. Pewnie nie w takich okolicznościach przyrody wyobrażałeś sobie ten ponowny mariaż z macierzystym klubem. Patryk Rolnicki, zawodnik Unii Tarnów: Nigdy nie myślałem w ten sposób, ale prawdą jest, że odchodząc trzy sezony temu z Tarnowa miałem nadzieję, że na aktualnym etapie mojej przygody z żużlem znajdę się w innym miejscu. Kilka czynników sprawiło, że zamiast w PGE Ekstralidze, albo chociaż eWinner 1 . Lidze tkwię na najniższym szczeblu. Cóż, takie jest życie, czasem brutalne. Nie rozdzieram jednak szat, cieszę się, że wracam do domu. Byłeś pierwszym zawodnikiem, którego łączono z Unią po spadku. Kto zainicjował rozmowy? Ty czy klub? - Kiedy degradacja Unii stała się faktem, a ja kolejne rozgrywki z rzędu musiałem spisać na straty, od razu zaświeciła się lampka, że może ktoś w Tarnowie sobie o mnie przypomni. Zastanawiałem się nawet, czy samemu nie uderzyć do spółki, odezwać się do działaczy i poprosić o spotkanie. Nim jednak wykonałem pierwszy krok, otrzymałem telefon z klubu. Dawno nie byłem tak zadowolony, że ktoś mnie uprzedził (śmiech). Czy po zmianie władzy w klubie, dostrzegasz zmiany na lepsze? Jest światełko w tunelu, że nowa Unia nie będzie tylko pustym hashtagiem na potrzeby marketingowe? - Zależy gdzie przyłożyłeś ucho. Z różnych stron "świata" docierały skrajne przekazy. Jedni mówili, że jest słabo, a drudzy, że nie ma tragedii. Teraz ciężko jest mi zająć stanowisko i rzetelnie ocenić sytuację, ponieważ nie było mnie wewnątrz bite trzy lata. Ludzie pytają mnie oczywiście, czy nie boję się, że wdepnąłem na minę i ewentualne wyegzekwowanie zaległości będzie graniczyć z cudem. Nie ma co się oszukiwać klub mocno w ostatnich latach stracił na wiarygodności. - Nie przejmuję się tym. Każdy ma swój rozum. Podpisałem kontrakt w Tarnowie, bo wierzę, że zła karta się odwróci. Szczerze? Jestem dziwnie spokojny o siebie, klub itd. Prezesi wywarli na mnie pozytywne wrażenie, wzbudzili zaufanie, a to bardzo ważne w tym sporcie. Na co będzie stać w sezonie 2021 zespół z Tarnowa? Głosy są naprawdę różne. - Mamy ambitną drużynę i wszyscy jesteśmy głodni jazdy. Za to mogę ręczyć. W minionym sezonie odjechałem całe sześć meczów. To jest jakaś tragedia. Ilya Czałow w Polsce pokazał się bodajże raz, Troya Batchelora w ogóle nie oglądaliśmy w naszej lidze. Ktoś wychyla się z awansem? - Patrząc w Skarb Kibica i składy innych ekip będzie o to ciężko. Ale to jest sport więc przy dobrych wiatrach czemu nie. Anita Lipnicka śpiewała przecież, że wszystko się może zdarzyć. Chłopaków z zespołu nie będzie trzeba zapraszać na wieczorek zapoznawczy. - Naszą ogromną siłą na pewno będzie atmosfera. Z Piotrkiem Pióro, z którym uczęszczałem do szkółki mamy tego samego trenera od przygotowania fizycznego - Bartka Muchę. Fachowiec dużej klasy. Z Czałowem oraz Hansenem spotkałem się w Rzeszowie, natomiast z Ljungiem w Tarnowie. Z Oskarem Boberem obijaliśmy się w zawodach młodzieżowych. A dwa ostatnie lata w Rzeszowie, jakbyś je określił? - Potworny regres. Tyle. Byłeś z reguły zawodnikiem swojego toru, dlaczego? - Trenując na jednym torze, na dodatek dostając tak mało szans do występów na obcych nawierzchniach pewności siebie nie zbudujesz. W Rzeszowie udało się fajnie dopasować, potwierdzają to wyniki, ale w delegacjach błądziłem jak dziecko we mgle. Z tyłu głowy ciągle siedziało, że jak zawalę to wypadam z gry. Taka to polityka. Jeśli dobrze liczę, a z matematyki byłem słaby, zaliczyłeś dwanaście meczów w dwadzieścia cztery miesiące. Tyle, to co poniektórzy zawodnicy, oczywiście jak dobrze pójdzie "łykną" w trzy tygodnie. - Blisko. Dwanaście plus walkower. Tak jak wspomniałem liczba meczów, którą zanotowałem była zatrważająco niska. Choć nie tylko moim zdaniem, bo piję również do osób bezpośrednio związanych z ośrodkiem z Rzeszowa powinienem mieć tych spotkań więcej. ? - Nie było przejrzystych zasad. Nie zawsze o moim starcie lub odsunięciu od składu decydowała aktualna dyspozycja. Bardziej dziwne myślenie niektórych ludzi, śmieszna taktyka i odrobinę też kolesiostwo. Nie otrzymałeś prawdziwej szansy? - To pytanie pozostawię otwarte. Każdy może spojrzeć w lustro i odpowiedzieć na nie sam. Parafując umowę na 2020 rok na pewno inaczej to sobie wyobrażałem. Po sezonie chciałem odejść, ale spójrzmy prawdzie w oczy, wyniki mnie nie broniły. Nie było przesadnego zainteresowania ze strony innych klubów i nieco na siłę przedłużyłem kontrakt. Było, minęło, nie o to chodzi żebym teraz użalał się nad sobą. Gdybym w każdym meczu "walił" dwucyfrówkę, wytrąciłbym sztabowi szkoleniowemu argumenty o posadzeniu na ławie. Miałeś pod górkę? - Ten kredyt zaufania był mi potrzebny, zwłaszcza, że parę miesięcy wcześniej doznałem ciężkiej kontuzji. Pragnąłem ponownie stanąć na nogi, wejść gładko w wiek seniora, a zderzyłem się ze ścianą i pewnym sensie mnie odtrącono. Każdy może teraz stwierdzić w duchu, ale ten Rolnicki p*******. Prawda jest jednak taka, że tylko ja i osoby, które mnie otaczają wiedzą jak było naprawdę. O Rzeszowie w niedawno zakończonym sezonie mówiło się dużo, ale niekoniecznie w pozytywnym tonie. Szambo kilkukrotnie wybijało, publicznie prano brudy. Jednym słowem w RzTŻ-cie miał panować bałagan, do tego doszedł konflikt na linii sponsorzy - klub. - Czekam jeszcze na spłatę drobnej zaległości. Nie moją rolą jest nagadywać na klub niestworzonych rzeczy, ale nie wszystko było na tip-top. Od siebie dodam tylko tyle, że w klubie pracują lub rządzą persony, które nie do końca czują sport, żużel. Nie znają się na nim i dlatego przez pół sezonu, co rusz na światło dzienne wychodziły różne "dramy". A jak ci się współpracowało z menedżerem Michał Widerą? Pod jego adresem też padło trochę zarzutów. - Nie mam zdania. Dyskutowaliśmy na paru treningach, wystawił mnie w sześciu meczach. To tak z grubsza. 2. LŻ zapowiada się arcyciekawie, a co najważniejsze wreszcie będzie prezentować się jak poważna liga. Na żużlowej mapie znów zagości Piła, do rozgrywek przystąpi osiem drużyn. Zła wiadomość jest taka, że z kadłubowej ligi łatwiej było awansować na zaplecze więc Unia może utknąć tutaj na dłużej. - Dla nas zawodników, to kapitalna informacja, że nie będzie dziesięciu meczów i do widzenia. Są kluby, które mają jasno sprecyzowany cel, jak najszybszy awans, a my zrobimy, co w naszej mocy żeby napsuć im jak najwięcej krwi. Choć 2. LŻ nigdy nie była tak mocna, uważam, że jesteśmy w stanie ukłuć każdego. Unia ma obecnie inne priorytety. - Klub musi poukładać swoje sprawy. Awans nie zając, nie ucieknie. Może za rok, dwa przyjdzie i na niego pora. Oczywiście życzyłbym sobie żebyśmy zaatakowali eWinner 1. Ligę wspólnie. Podkreślę jeszcze raz, wierzę w ludzi, którzy aktualnie "trzęsą" spółką. Mniej więcej rok temu, o tej samej porze zdradziłeś w wywiadzie dla Interii, że zastanawiałeś się nad zakończeniem kariery. A teraz? - To były impulsy. Każdy w oznace zrezygnowania ma nieraz ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Tamten rok kosztował mnie mnóstwo nerwów i zdrowia. A biorąc do kupy dwa lata, to przeszedłem niezłą szkołę cierpliwości. To co za mną odcinam jednak grubą krechą, nie oglądam się już za siebie, idę do przodu. Średnia poszła w górę, to daje nadzieję. Chcę się odrodzić na nowo, a gdzie tego nie dokonać jeśli nie na własnych, ukochanych śmieciach. Tutaj jak dotąd przeżyłem najlepszy okres, odniosłem drobne sukcesy i to powoduje, że jestem zmotywowany do ciężkiej harówy i udowodnienia niedowiarkom, że Patryk Rolnicki jeszcze się nie skończył.