Dla Patricka Hansena niedzielny mecz był niestety jednym z ostatnich w PGE Ekstralidze w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. Duńczyk rzucił się w tym roku na zbyt głęboką wodę i po świetnym sezonie w eWinner 1. Lidze postanowił spróbować swoich sił w Moje Bermudy Stali Gorzów. Niestety ryzykowny ruch zdecydowanie się nie opłacił, ponieważ dobre spotkania 23-latka z trudem wyliczymy na palcach jednej ręki. Sam zainteresowany zresztą już przyznał, że nie ma szans na jego pozostanie w mieście nad Wartą i prawdopodobnie za rok wróci tam skąd przybył, czyli dołączy do Arged Malesy Ostrów. Zanim jednak to nastąpi, sympatyczny zawodnik ma jeszcze jedną misję do wykonania. Jego obecny klub pomimo wielu przeciwności wciąż losu wciąż ma bowiem szansę na spektakularny sukces. Podopieczni Stanisława Chomskiego pokazali to zresztą w niedzielę, kiedy bez Martina Vaculika oraz Andersa Thomsena postraszyli na Motoarenie For Nature Solutions Apatora Toruń. Drugą, zdecydowanie lepszą twarz pokazał w tym starciu właśnie Patrick Hansen. - Czym oni go nakarmili? - pytali z niedowierzaniem kibice, kiedy był na dobrej drodze po dwucyfrówkę. Martin Vaculik uratował Stal przed pogromem Jeżeli już o karmieniu mowa, to dobra pizza należy się przede wszystkim wspomnianemu wyżej Martinowi Vaculikowi. To właśnie on stoi za sukcesem swojego Duńskiego kolegi, ponieważ wyjątkowo podstawił mu sprzęt najwyższej światowej klasy i w ten sposób pomógł zespołowi w osiągnięciu szokującego wręcz wyniku. - Bardzo mu za to dziękuję. To co on mi podstawił było naprawdę bardzo dobre - wyjawił przed kamerami Eleven Sports 23-latek. W rewanżu Patrick Hansen będzie musiał przenieść się na swoje rumaki, ponieważ prawdopodobnie Słowak aktywnie włączy się w odrabianie dwupunktowych strat. Duńczyk nie ma jednak powodów do zmartwień. - Na treningach radzę sobie coraz lepiej. Myślę, że jestem już blisko dopasowania się do domowego toru - zakończył. Co warto zaznaczyć, o miejsce w składzie też nie powinien się on zbytnio martwić, gdyż w Toruniu zaprezentował się lepiej od konkurującego z nim Wiktora Jasińskiego. Zresztą nieważne kto pojedzie, bo liczy się sukces drużynowy, czyli przepustka do półfinału. A jest ona właściwie na wyciągnięcie ręki. Czytaj też:Niebo zapłakało nad Spartą. Mistrz Polski nad przepaścią