16 września 2023 to przeklęta data dla Bartosza Zmarzlika. Polak przed rokiem kroczył po czwarty tytuł mistrza świata. W przedostatniej rundzie cyklu rozegrał się dla niego sportowy dramat. Przez pomyłkę podczas kwalifikacji ubrał niewłaściwy kewlar. Reakcja organizatorów była brutalna - wykluczenie z zawodów. Zmarzlik mógł stracić tytuł mistrza świata Mistrz świata przed turniejem w Vojens miał aż 24 punkty przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej Fredrikiem Lindgrenem. Po zawodach przewaga zmalała do ledwie 6 punktów. Szwed wykorzystał nieobecność Bartosza zajmując drugie miejsce dając sobie zarazem szanse na odbicie mistrzowskiego tytułu na finiszu cyklu. Dla Zmarzlika cała sytuacja była podwójnie bolesna. Polak był już przygotowany do świętowania złotego medalu na duńskiej ziemi. Feta musiała zostać odłożona w czasie. - Miałem nieprzespane noce - mówił już po sezonie z uglą Bartosz Zmarzlik, gdy w ostatniej rundzie w Toruniu pojechał niemalże perfekcyjnie i obronił przewagę w klasyfikacji sięgając po czwarty tytuł mistrza świata. Dla Polaka całe zajście było dużym obciążeniem mentalnym. Zdaniem wielu ekspertów kara za przewinienie nie była adekwatna do skali wykroczenia. Rzecz dotyczyła tego, że kewlar, który Zmarzlik włożył na siebie podczas kwalifikacji nie miał logotypów sponsorów cyklu. Regulamin mówił o możliwości ukarania żużlowca w takiej sytuacji, ale nie było mowy o konieczności wykluczenia z całych zawodów. - Wszedłem do busa i przez pomyłkę wziąłem nie ten, który powinienem. Nie zrobiłem tego celowo - tłumaczył się sam zawodnik. - Cyrk, dziadostwo i wypaczenie rywalizacji. Zaszła pewnie pomyłka z kombinezonem, ale gość, który jest ikoną tego sportu zostaje wykluczony za takie g*** - pisał z kolei były żużlowiec a obecnie ekspert Patryk Malitowski. Stare demony nękają Zmarzlika Złe wspomnienia z pewnością wrócą do głowy Zmarzlika już w sobotę. Tego dnia wieczorem odbędzie się ponownie przedostatnia runda tegorocznego cyklu. Bartosz - zupełnie jak przed rokiem - zmierza po tytuł mistrza świata. Tym razem jego przewaga wynosi 17 punktów i wszystko wskazuje na to, że sięgnie po kolejne złoto. Nikt jednak nie przewiduje, że traumatyczna sytuacja z przed dwunastu miesięcy mogłaby się powtórzyć. Złośliwi przestrzegają jednak Polaka, aby zachował czujność, bo nigdy nie wiadomo, co tym razem wymyślą organizatorzy. A swoją drogą, to w tym sezonie już jeden z Polaków ucierpiał w wyniku niezrozumiałych działań żużlowych decydentów. W Cardiff Maciej Janowski (zastępował kontuzjowanego Taia Woffindena) nie wystartował w biegu półfinałowym, choć ten awans i start mu się należał. Doszło jednak do błędnej interpretacji regulaminu. Pech chciał, że padło na naszego reprezentanta.