Tor w Gorzowie przykryto plandeką, która miała uchronić go przed działaniem deszczu. Gdy ją podniesiono, okazało się że nawierzchnia nie jest w zbyt dobrym stanie. I wtedy zaczął się cyrk, o którym dziś pisze cała zuzlowa Polska. Przepychanki słowne, oświadczenia, odmowa jazdy. Zawodnicy w większości od samego początku nie mieli ochoty jechać tego meczu. Choć niektórzy po próbie toru mówili, że nie jest tak źle, zostali przegłosowani. Sędzia zarządził obustronny walkower, bo zawodnicy odmówili jazdy. - Nie ma już chyba ratunku. To poszło za daleko. Zawodnicy chcą przychodzić do pracy tylko w warunkach idealnych, wybierają sobie mecze. Nawet nie wiem, czy bardziej jestem tym rozbawiony czy zażenowany. Ja już nie umiem słowami opisać tego, co wyprawia się w tej dyscyplinie. Pracownicy zaczęli rządzić pracodawcą. I w tej chwili przybiera to już naprawdę niebezpieczne rozmiary. Najbardziej szkoda kibiców, bo znów zrobiono z nich głupków. Mój ukochany sport jest obecnie jakimś komediodramatem - ocenia Jan Krzystyniak, były żużlowiec. Będą kary. On chce, by były wysokie Wiemy już, że Ekstraliga chce powiedzieć "stop" takim sytuacjom. Nie jest to bowiem pierwsza akcja, w której zawodnicy de facto sami odwołują mecz. - Zawieszenia? Jestem za. Możliwie jak najwyższe. To jest straszna sprawa, co się dzieje. Jeśli jest pomysł odebrania licencji, zróbmy to. Być może takie radykalne kroki pomogą. Chociaż osobiście nie mam już wiary. To jest koncert życzeń zawodników. Jest ich mało i czują się absolutnie najważniejsi na świecie. Oczywiście sędzia też mógł zachować się lepiej. Trzeba było ten cyrk skończyć wcześniej - dodaje. Wkrótce powinniśmy dowiedzieć się, jakie będą konsekwencje żenady, którą wczoraj mieliśmy w Gorzowie. Mówi się o srogich karach, Robert Kościecha jako główny buntownik może nawet dożywotnio stracić uprawnienia. Pytanie, czy to komukolwiek da do myślenia. Gdy tylko trochę popada, można w ciemno założyć że żużlowcy nie będą chcieli jechać. Przyzwyczaili się do idealnych torów i żadnego innego w ogóle nie biorą pod uwagę. Co ciekawe, w Danii czy Szwecji jadą na wszystkim bez zająknięcia.