Ostatni dzień okienka transferowego przyniósł potwierdzenie przyszłości Nielsa Kristiana Iversena. Nieoficjalne pogłoski krążące po środowisku żużlowym okazały się prawdą - Duńczyk będzie w nadchodzącym sezonie reprezentował barwy pierwszoligowego Orla Łódź. Wbrew przewidywaniom niektórych ekspertów, 39-latek budził na rynku całkiem spore zainteresowanie. Oferty składały mu również inne zespoły z zaplecza PGE Ekstraligi. Moje Bermudy Stal zastąpiła go gościem Popyt na usługi Iversena może dziwić. Ostatnie lata jego kariery były bowiem prawdziwą drogą przez mękę. Problemy zaczęły się w sezonie 2020, gdy kontuzje, słaba forma i regulaminowa możliwość ściągnięcia do Moje Bermudy Stali Gorzów "gościa" w postaci Jacka Holdera sprawiły, że Duńczyk odjechał w najwyższej klasie rozgrywkowej zaledwie 8 spotkań, w których wykręcił mizerną średnią 1,172 punktu na bieg. Kłopoty z ligi przełożyły się także na cykl Grand Prix - uplasował się na dopiero trzynastym miejscu klasyfikacji generalnej, a organizatorzy nie zdecydowali się uhonorować go stałą dziką kartą. Musiał pożegnać się ze startami w elicie. Postanowił wówczas zrobić krok do tyłu, by potem móc wykonać dwa do przodu i rozpoczął poszukiwania pracodawcy w eWinner 1. lidze. Bogate CV dawało mu niesamowitą kartę przetargową - interesowały się nim Cellfast Wilki Krosno czy Abramczyk Polonia Bydgoszcz, ale on zdecydował się na przenosiny do Unii Tarnów. Więcej czasu leczył kontuzje niż jeździł Niestety, na Mościcach jego kryzys tylko się pogłębił. Klub miał spore problemy finansowe, jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek Paweł Miesiąc dostał od zarządu wolną rękę w poszukiwaniu sobie innego pracodawcy. Co gorsza, Iversen już w pierwszym wyścigu sezonu uczestniczył w groźnym karambolu, w wyniku którego doznał urazu łopatki. Po powrocie na tor jazda sprawiała mu widoczne gołym okiem problemy, poruszał się asekuracyjnie. Gdyby tego było mało, w czerwcu znów brał udział w wypadku, tym razem uszkadzając płuco i kilka kręgów szyjnych. Do ścigania wrócił dopiero w sierpniu, gdy kłopoty organizacyjne Unii zaczynały pobrzmiewać na tyle groźnym tonem, że klubowi zaczęło zaglądać w oczy widmo bankructwa. To również znajdowało odzwierciedlenie w formie Iversena. Ostatecznie zakończył on sezon na dopiero 31. miejscu listy najskuteczniejszych pierwszoligowców. Niższa presja w meczach, wyższa na treningach Wszystko wskazuje na to, iż nadchodzący sezon będzie dla niego kluczowy. W czerwcu zdmuchnie na urodzinowym torcie 40 świeczek . Jeśli znacznie nie poprawi swojej dyspozycji, to podczas kolejnych okienek mogą już nie znaleźć się prezesi skłonni zaryzykować podpisanie z nim kontraktu. Nie bez powodu Iversen postanowił kontynuować karierę właśnie w Orle - klubie, który choć początkowo odgrażał się rywalom i zapowiadał walkę o awans, to na widok wzmocnień Stelmet Falubazu i Abramczyk Polonii znacznie spuścił z tonu i z pewnością zadowoli się awansem do 6-miejscowej fazy play-off, a płakać nie powinien nawet, jeśli uplasuje się na przedostatniej, wciąż dającej utrzymanie pozycji. Ostatnim czego potrzebuje teraz Duńczyk jest presja na wynik. Nie oznacza to jednak, że pod skrzydłami Witolda Skrzydlewskiego, Iversen będzie mógł wrzucić na całkowity luz. Rywalizacja jeszcze bardziej zacięta od tej w meczach ligowych szykuje się na... treningach łódzkiej drużyny. Orzeł oprócz Duńczyka ma w swej kadrze także Timo Lahtiego oraz Brady’ego Kurtza - zawodników co prawda nieposiadających w portfolio udziału w cyklu Grand Prix, ale będących w ostatnich latach jednymi z najjaśniejszych gwiazd eWinner 1. ligi. Regulamin zezwala zaś trenerowi Adamowi Skórnickiemu na awizowanie do meczowego składu zaledwie dwóch zagranicznych zawodników starszych niż 24 lata. O miejsce w drużynie trzeba będzie walczyć.