Piotr Świderski jeszcze do niedawna był czynnym zawodnikiem, ale przedwczesne zakończenie kariery wymusiły problemy zdrowotne. Znalazł jednak dla siebie inną rolę w żużlu i zajął się trenerką. Początki były może i obiecujące, ale później szło mu już gorzej. Z każdego klubu szybko wylatywał, bo były problemy komunikacyjne, jeśli tak można to określić. Świderski chciał mieć absolutną autonomię. W Rybniku skończył tak naprawdę zanim zaczął. Miał być trenerem dwa lata temu, ale ostatecznie nie poprowadził drużyny w żadnym meczu. Potem był Włókniarz. Świderski wszedł "z buta", ale chciał ustawiać liderów drużyny, na przykład Fredrika Lindgrena. Próbował uczyć Szweda żużlowego rzemiosła, podczas gdy ten w swojej karierze osiągnął znacznie więcej i po prostu nie potrzebował takich uwag. Równie szybko Świderskiego pozbyto się w Rawiczu. Tam też nie za bardzo mógł dogadać się z prezesem Knopem. Przy Cieślaku może tylko zyskać W Łodzi Świderski dostanie kolejną szansę. Jest jednym z najmłodszych polskich trenerów, człowiekiem ze świeżą wiedzą i doświadczeniem z toru. Naprawdę ma potencjał na dobrego trenera, ale widać że brakuje mu obycia i umiejętności interpersonalnych. Przy kim ma się tego nauczyć, jeśli nie przy Cieślaku? Będzie miał obok siebie trenera, który w żużlu wygrał wszystko. Niektórzy zawodnicy są w niego wpatrzeni jak w obrazek. Zapewne Świderski będzie musiał zaakceptować to, że nie będzie miał kluczowego zdania w kwestiach sportowych. Najważniejsze i decydujące będzie wygłaszał Cieślak. Dla lubiącego władzę Świderskiego będzie to duży test. Jeśli chce jednak dostać jeszcze kiedyś szansę na samodzielne prowadzenie zespołu, musi się dostosować. Cieślak jest najlepszym możliwym nauczycielem dla kogoś takiego, jak Świderski.