Partner merytoryczny: Eleven Sports

Mistrz Polski na dnie, on ma ratować jego karierę. Kolejnej szansy nie będzie

Mateusz Świdnicki cztery lata temu był najlepszym juniorem w Polsce. Wróżono mu wielką karierę. Z racji tego, że startował we Włókniarzu Częstochowa, mówiono, że może być następnym Drabikiem. Po sezonie 2022 Świdnicki opuścił jednak Włókniarza i rozmienił się na drobne. Kolejni pracodawcy rozstawali się z nim bez żalu i przed czasem. Teraz 23-latek wrócił do Częstochowy, a klub przygotował dla niego pewną niespodziankę. Twierdzą, że to postawi go na nogi.

Nicki Pedersen
Nicki Pedersen/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński

Mateusz Świdnicki miał być następnym Sławomirem Drabikiem. W 2022, gdy zdobywał tytuł mistrza Polski juniorów, jeździł jak Drabik. Kibice patrzyli na niego i mówili, że to "skóra zdjęta z mistrza". Wtedy Drabik był trenerem Świdnickiego. Panowie jednak rozstali się jeszcze przed finałem MIMP, który okrzyknięto życiowym sukcesem młodego zawodnika.

Świdnicki miał poważne problemy

Potem nastąpił jednak zjazd. Świdnicki zamienił Częstochowę na Krosno, a potem na Rzeszów. W jednym i drugim klubie witano go z wielkimi nadziejami, ale równie szybko je tracono. Texom Stal rozwiązała nawet kontrakt przed czasem.

Świdnicki miał dwa problemy. Pierwszy z psychiką. Kolejne słabe występy sprawiły, że stracił pewność siebie i chodził całkowicie zdołowany. Najgorsze było jednak to, że Świdnicki kompletnie nie miał pomysłu na jazdę. Nie wiedział, jakie ścieżki obrać, by możliwie najszybciej przejechać okrążenie. Nie potrafił też należycie ustawić motocykla.

Włókniarz znów wyciągnął do niego rękę

Mimo totalnego upadku Włókniarz postanowił wyciągnąć do niego rękę. Świdnicki został na przyszły sezon zakontraktowany przez swój pierwszy klub do drużyny startującej w Ekstralidze U24. Działacze mówią jednak wprost, że to wcale nie musi się na tym skończyć.

Jest w Częstochowie wielka wiara w to, że Świdnicki stanie na nogi i z czasem przebije się do kadry pierwszego zespołu. I to nie jest tak, że Włókniarz wierzy bez powodu. Całkiem niedawno do pracy w klubie wrócił Dariusz Łapa. Mechanik znany ze współpracy z Lee Richardsonem był w teamie Świdnickiego w 2022, czyli wtedy, kiedy żużlowiec odnosił sukcesy.

Paweł Wąsek po pierwszej części Turnieju Czterech Skoczni. WIDEO/Tomasz Kalemba/Interia.tv

Z nim pracowało mu się najlepiej

Mówią, że Łapa prowadził Świdnickiego twardą ręką. Kiedy trzeba było, to potrafił go konstruktywnie zrugać. Przede wszystkim potrafił jednak wyregulować jego sprzęt i doradzić mu w kwestii jazdy. Pokazywał, jak ma jechać i to przekładało się na wyniki.

Łapa będzie przede wszystkim mechanikiem klubowym (jednym z czterech), ale na pewno znajdzie dużo czasu dla Świdnickiego. We Włókniarzu widzą, że skład jest lekko dziurawy, więc mają nadzieję, że jeden z zawodników z Ekstraligi U24 wyskoczy do pierwszego składu. To może być Świdnicki z Łapą albo Philip Hellstroem-Baengs z Krzysztofem Kasprzakiem w roli mentora i menadżera.

Mateusz Świdnicki/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Mateusz Świdnicki przygotowuje się do meczu./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Mateusz Świdnicki/


INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem