Oskar Paluch ubrał żółto-niebieski kevlar w meczu o stawkę zaledwie trzy dni po swoich szesnastych urodzinach. Dlaczego akurat wtedy? Zawodnik w naszym kraju nie może bowiem zadebiutować w lidze póki nie osiągnie tego magicznego wieku. Cały Gorzów na ten moment nie bez powodu czekał dobrych kilka lat. Syn uwielbianego do dziś w mieście nad Wartą Piotra wielki talent pokazywał w zasadzie od momentu, kiedy pierwszy raz usiadł na motocykl bez hamulców. Ukoronowaniem jego startów w klasie 250cc było zdobycie w zeszłym roku tytułu indywidualnego mistrza świata w tej kategorii. Niestety przygoda z PGE Ekstraligą nie zaczęła się dla nastolatka najlepiej. Debiutant już na dzień dobry brał udział w fatalnie wyglądającej kraksie wraz ze swoim klubowym kolegą - Mateuszem Bartkowiakiem. O ile Oskar Paluch z tego przerażającego upadku wyszedł bez szwanku, o tyle nieco bardziej doświadczony junior z jego ekipy niestety złamał obojczyk. Przyjezdni właściwie przez całe spotkanie musieli radzić więc sobie z zaledwie jednym młodzieżowcem. Po mrożących krew w żyłach scenach z pierwszego podejścia do biegu drugiego, gorzowianie spodziewali się najgorszego, a mianowicie blokady i słabszej postawy dopiero co wkraczającego w dorosły świat zawodnika. Ku ich zaskoczeniu stało się wręcz przeciwnie. Szesnastolatek co prawda został na starcie, ale były to złe dobrego początki, ponieważ jeszcze na pierwszym okrążeniu uporał się ze wszystkimi rywalami i na mecie wzniósł rękę w górę w geście triumfu. Kilka minut po perfekcyjnym przywitaniu się z najlepszą ligą świata, utalentowany żużlowiec spełnił swoje kolejne wielkie marzenie z dzieciństwa i wystartował w jednej parze z dwukrotnym mistrzem świata - Bartoszem Zmarzlikiem. Ku jego niezadowoleniu, nie poszło mu tak dobrze jak wcześniej. Załamka? Nic z tych rzeczy. Przełamanie nadeszło szybciej niż zakładano. Kubeł zimnej wody jeszcze bardziej nakręcił zdenerwowanego zawodnika. W dwunastej gonitwie z dziecinną łatwością poradził on sobie z liderem gospodarzy - Oliverem Berntzonem. Pod wrażeniem jazdy dużo młodszego partnera z pary był sam Anders Thomsen, czyli stały uczestnik cyklu Grand Prix. Złoty nastolatek zaimponował kibicom do tego stopnia, że ci domagali się jego jazdy w wyścigu nominowanym. Trener Stanisław Chomski, pomimo zapewnienia sobie trzech punktów do tabeli, zdecydował jednak inaczej i junior nie pojawił się już więcej na torze. Gdyby nie świetna postawa Oskara Palucha, to Moje Bermudy Stal wcale tak łatwo nie wygrałaby ze zbierającym łomot za łomotem beniaminkiem. Ba, tak dobrym pierwszym w życiu spotkaniem w PGE Ekstralidze nie może pochwalić się nawet Bartosz Zmarzlik. Kolejna okazja do podreperowania średniej biegowej już w przyszłym tygodniu. Do miasta nad Wartą zawita wówczas obecny mistrz kraju z Wrocławia.