Daniel Bewley to uczestnik cyklu Grand Prix, reprezentant Betard Sparty Wrocław i nadzieja brytyjskiego żużla na kolejny tytuł mistrza świata. Niektórzy twierdzą, że 23-latek przypomina na motocyklu genialnego Darcy'ego Warda, którego karierę przerwała kontuzja kręgosłupa. Australijczyk dziś porusza się na wózku, jednak są tacy, którzy twierdzą, że doczekał się swojej kopii. Wielki talent, który uszedł z życiem - Przypomina mi Darcy'ego Warda - mówi Andrzej Rusko, prezes Betard Sparty Wrocław, do której Brytyjczyk trafił w 2020 roku. Wcześniej wypatrzył go prezes ROW-u Rybnik Krzysztof Mrozek, który ściągnął go do Polski i się nim zaopiekował. Widział w nim wielki talent. To właśnie za czasów startów w Rybniku Bewley po raz pierwszy musiał mierzyć się z okropną kontuzją. W sierpniu 2018 roku podczas meczu ligi angielskiej żużlowiec miał poważny wypadek. Jego ciało było połamane, przeszedł skomplikowaną operację, po której przez długie tygodnie musiał poruszać się z pomocą wózka inwalidzkiego. - Operowali go po wypadku siedem godzin. Prezes Mrozek widząc upływający czas myślał, że jest już po wszystkim, że pacjent mógł tego nie przeżyć - wspomina tamto wydarzenie dziennikarz Polsatu Sports Tomasz Lorek. Do tamtej sytuacji odniósł się sam Bewley, który przy okazji zwrócił uwagę na fakt, że choć wcale często kontuzji nie łapie, to jednak przyciągają go groźnie wyglądające upadki. - Nie ulegałem często kontuzjom, ale jeśli się pojawiały, to były ciężkie. W 2016 roku miałem dosyć poważny wstrząs mózgu z krwotokiem wewnętrznym. Z kolei w 2018 roku w jednym wypadku złamałem lewą kość udową, prawy bark i lewy nadgarstek i prawdopodobnie była moja najgorsza kontuzja. To zdumiewające, jak wiele może znieść ludzkie ciało. Trzeba poczekać parę miesięcy i kości wracają do zdrowia - powiedział zawodnik w serialu "To jest Sparta" wyemitowanym przez wrocławski klub. Bewley pofrunął ponad bandę Na początku lipca zeszłego roku złe demony znów dotknęły Bewley'a. W trakcie meczu we Wrocławiu przeciwko Włókniarzowi Częstochowa na wyjściu z pierwszego łuku uderzył z prędkością ponad 100 km/h w bandę, a jego ciało dosłownie poszybowało nad dmuchawcami. - Pierwsza moja myśl była, czy żyje. Później, czy coś sobie połamał. Wiemy, ile tragicznych wypadków było na żużlu - wspomina tamto wydarzenie Andrzej Rusko. O wypadku informowały hucznie media w Polsce. Wszyscy drżeli o zdrowie Bewley'a. Na szczęście skończyło się jedynie na siniakach i obtarciach. Zasadniczo aż trudno w to uwierzyć oglądają raz jeszcze powtórki wypadku. A sam Brytyjczyk pokazał, jak silną ma psychikę. Nie dość, że dokończył sezon, to na dodatek kilka tygodni później sensacyjnie wygrał prestiżowe Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff.