Praca zawodowego sportowca ma to do siebie, że co prawda generuje spore zarobki, ale trwa niesamowicie krótko w porównaniu z innymi profesjami. "Wiek emerytalny" żużlowca jest znacznie niższy niż krawcowej, kierowcy TIR-a czy księgowego. Jedynie garstka najszczęśliwszych ma okazję startować na najwyższym poziomie do pięćdziesiątki. Większość kończy kariery o wiele prędzej, z uwagi na kontuzje czy pogorszającą się z roku na rok formę. Spore pieniądze zarobione na torze rzadko ustawiają ich do końca życia. Ci z nich, którzy wcześniej nie pomyśleli o pewnych inwestycjach mają spory problem. Tylko nieliczni żużlowcy mogą pochwalić się solidnym wykształceniem czy doświadczeniem zawodowym w innej branży niż speedway. Części udaje się trafić na ciepłą posadę trenera, komisarza toru czy mechanika któregoś z młodszych kolegów, ale wielu zawodników musi nauczyć się żyć na nowo. Wielu z nich - jak chociażby Józef Jarmuła, dawny ulubieniec kibiców Włókniarza Częstochowa, który w swoim domu nie ma nawet energii elektrycznej - popada w ubóstwo. Nie jest to rzecz jasna problem wyłącznie żużlowców, ale sportu ogółem. Badania wykazały, że 60% zawodników NBA (zarabiających przecież o wiele więcej od nawet największych gwiazd czarnego sportu) ogłasza bankructwo w ciągu 5 lat od zakończenia kariery. Żużlowcy z pokolenia na pokolenie stają się jednak coraz bardziej rozważni. Część z nich - widząc kruche losy poprzedników - zaczyna prowadzić biznes jeszcze podczas startów. Daje im to poczucie pewności, że gdyby ich kariera została nagle przerwana, to nie obudzą się "z ręką w nocniku". Jednym z pionierów takiej filozofii był Wiesław Jaguś. Legendarny wychowanek toruńskiego Apatora zakończył karierę po sezonie 2010, kiedy jego forma zaczęła spadać i klub zaoferował mu kontrakt znacznie niższy niż dotychczas. Żużlowiec mógł sobie na to pozwolić, bo już wcześniej kupił ziemię pod Toruniem. Zajmuje się na niej uprawą marchewki, którą sprzedaje do zakładów jednego ze swoich dawnych sponsorów. Owoce zbiorów są przeznaczane do wytwórstwa soków. Przykład ze starszego krajana wziął inny torunianin - Paweł Przedpełski. 25-latek, który właśnie wrócił do Apatora jest franczyzobiorcą znanej sieci barów szybkiej obsługi. Kanapkami przygotowanymi przez pracowników jego trzech lokali zajadają się nie tylko mieszkańcy Torunia, ale także... bydgoszczanie z których większość nie ma zapewne pojęcia, iż stołując się w jednej z galerii handlowych zapełniają nie tylko swoje brzuchy, ale także kieszeń zawodnika derbowych rywali. Gastronomia porywa nie tylko Przedpełskiego. Właścicielem rodzinnej restauracji w łotewskim Daugavpils jest także Andrzej Lebiediew. Swój lokal prowadzi także żona żużlowca Moje Bermudy Stali, Szymona Woźniaka. Starszy wychowanek bydgoskiej Polonii, Michał Robacki jeszcze podczas kariery otworzył pizzerię. Dziś sprzedaje swoje dania w trzech dzielnicach Bydgoszczy, a jednym z dostawców jest inny z byłych tamtejszych żużlowców, Damian Adamczak. Żużlowcem znanym z głowy do interesów był także Andreas Jonsson. Jeszcze jeżdżąc dla Falubazu nosił się z planami zakupu swojego ukochanego klubu - Polonii Bydgoszcz. Bydgoska drużyna trafiła co prawda w ręce Władysława Golloba, jednak Szwed dalej robił interesy w mieście jako deweloper. Wraz ze wspólnikiem wykupili dawne tereny kolejowe i postawili na nich bloki mieszkalne. Sam żużlowiec mieszkał w nich przez dłuższy czas. Jeszcze przed inwestycjami w nieruchomości mocno zaangażował się zaś w świat mody. Jego firma zajmowała się dystrybucją między innymi drogocennych torebek. Środowisko żużlowe często przenika się z branżą motoryzacyjną. Nic więc dziwnego, że brat Nickiego Pedersena - Ronnie czy Magnus Zetterstroem po zakończeniu kariery skorzystali z dawnych koneksji i rozpoczęli działalność jako samochodowi dealerzy. Niekiedy zawodnicy wiążą się jednak z branżami pozornie bardzo odległymi od ich profesji. Tak jest chociażby z Dawidem Lampartem, który ma udziały w sieci serwisów naprawiających telefony i komputery znanej amerykańskiej marki. Z wiedzy zdobytej podczas kariery korzysta również Grzegorz Zengota. Zawodnik Abramczyk Polonii, który podczas długiej rehabilitacji bardzo dobrze poznał świat odnowy biologicznej jest dziś właścicielem komory do krioterapii. Zabiegi w niej pomagają między innymi w regeneracji mięśni, a także gojeniu ran. Powietrze w takiej komorze jest chłodzone do bardzo niskich temperatur - od -60 do nawet -130 stopni Celsjusza. Nie sposób nie wspomnieć także o Krzysztofie Kasprzaku. Choć dziś fraza "DJ KK507" kojarzy się bardziej z żartami z krążących po sieci filmików na których zawodnik śpiewa hity muzyki tanecznej, nie można zapomnieć, iż nowo upieczony nabytek ZOOLeszcz DPV Logistic GKM-u zajmował się niegdyś prowadzeniem imprez w gorzowskich klubach. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!