9 lat mija odkąd Peter Kildemand został nazwany przez kibiców "Pająkiem". Wszystko, dlatego że Duńczyk jeździł tak brawurowo i tak blisko bandy, że nieomal zdejmował z niej pajęczynę. To były najlepsze lata Kildemanda Sezony 2014-2016 to były najlepsze lata Kildemanda. Potem jednak, z każdym kolejnym rokiem, był już tylko gorzej. W zasadzie zawodnik utrzymywał się na rynku wyłącznie, dlatego że kluby liczyły na to, że się przedudzi, że przypomni sobie, jak się jeździ. Po 2019 Kildemand wypadł jednak z PGE Ekstraligi, a rok temu już także z 1. Ligi Żużlowej. Drugoligowa Stal wzięła go w zasadzie, dlatego, że w 2015 Kildemand już tam jeździł i był wtedy gwiazdą ligi i rzeszowskiej ekipy. Zatem znowu zadziałała magia nazwiska. Jak dotąd Stal nie ma powodu, by pluć sobie w brodę. Kildemand spisuje się naprawdę nieźle. W Gnieźnie był liderem drużyny. Do spółki z Marcinem Nowakiem uratował w 15. biegu wygraną dla Stali. Czy to już jest odrodzenie Kildemanda? Trudno powiedzieć, czy w przypadku Kildemanda, to jest już odrodzenie. Trzeba pamiętać, że to jest 2. Liga. Inna sprawa, że Duńczyk potrzebuje takiego zastrzyku optymizmu i wygranych w kluczowych biegach. Dzięki temu może nabrać pewności siebie i stanąć mocno na nogach. Kildemand zasadniczo już odniósł jeden sukces, bo zmontował naprawdę znakomity team. Jego mechanikami są Krzysztof Nyga i Michał Ciurzyński. Ten pierwszy pracował lata z Holtą, a u Kildemanda był, gdy odnosił on największe sukcesy. Teraz wrócił z sentymentu. Opiekuje się jego sprzętem, jeździ z nim na zawody ligowe w Polsce.