Motocykle żużlowe już warczą w najlepsze więc sezon można oficjalnie uznać za rozpoczęty. Zawodnicy docierają silniki, za nami ciekawe Kryterium Asów, kilka sparingów, a to znak, że powoli zaczyna pachnieć tym, co tygrysy lubią najbardziej, czyli ligowym ściganiem. Czasy na zakupy, a tym bardziej na wywracanie parków maszyn do góry nogami już nie ma. Profesjonaliści już dawno mają wszystko dopięte na ostatni guzik, ich warsztaty są kompletne. Pozostała kwestia doboru tych najszybszych silników, które zostaną zapakowane do busów na inaugurację. Przezorny zawsze ubezpieczony. Lepiej wcześniej zaopatrzyć się w części zapasowe, czy opony. Świat po pandemii nie wrócił jeszcze do równowagi, a wojna nie przyspiesza wielu, nawet na pierwszy rzut oka błahych spraw. Już w zeszłym sezonie dało się słyszeć, że ściąganie komponentów zza granicy szło jak krew z nosa, a zawodnicy długo stali w kolejce do tunerów. Nie wiem, jak to się stało, że przez rok nie udało się naprawić oświetlania na stadionie w Zielonej Górze. Przecież czasu było sporo. Mógłbym tylko poradzić działaczom, żeby jak już zadbają o światła chociaż spróbowali pójść za ciosem i pomyśleli o kompleksowej modernizacji obiektu. Jeżeli już wracać do PGE Ekstraligi, to nie tylko z mocną drużyną, ale i infrastrukturą na wysokim poziomie. Póki co będzie trzeba się jakoś przyzwyczaić do meczów o godzinie czternastej. No i do niższej ligi też. Nie dziwię się, że Artiom Łaguta walczy jak lew o polską licencję. Realnie oceniając jego szanse, są one marne. Najbliższy sezon musi raczej spisać na straty. Powoływanie się na nieodpowiedzialne słowa ministra sportu i tak nic nie da. Klamka zapadła. Tymczasem do zobaczenia na ligowych torach. Ze sportowym pozdrowieniem Robert Dowhan