Sobotnia pogoda zdecydowanie sprzyjała w oglądaniu w telewizji pierwszej rundy tegorocznych indywidualnych mistrzostw Polski w Grudziądzu. Wygodną kanapę lub rodzinny grill wybrali też kibice, którzy niezbyt licznie zapełnili trybuny stadionu, na którym na co dzień rywalizuje GKM. Ten turniej pokazał też, że poza ligą ciężko uzbierać w tym kraju dobrą frekwencję, ponieważ inne zawody przyciągają tylko tych najgorliwszych sympatyków. Nie tylko Piotr Żyto jest winny W Zielonej Górze mieliśmy ostatnio sporo kibiców, ponieważ wpuszczono ich za darmo na starcie z Trans MF Landshut Devils w ramach przeprosin za wynik sportowy. Na ołtarzu złożono wtedy trenera, którego obarczono winą za słabą jazdę drużyny. Tylko czy aby na pewno sam trener ponosi odpowiedzialność za to co dzieje się z zawodnikami i klubem? Zdecydowanie nie! Zarząd zapowiadał szybki powrót do PGE Ekstraligi, ale póki co ta prędkość czasami nie jest nawet pierwszoligowa. Plan na ewentualną elitę też nie wygląda zbyt dobrze, bo żużlowcy już zastanawiają się na temat dalszej przeszłości, ale póki co nie słyszałem aby ktoś wybierał się do Zielonej Góry. Jak to jednak mówią, pożyjemy, zobaczymy. Maciej Janowski ofiarą przepisów Wracając jeszcze na moment do indywidualnych mistrzostw Polski, to dużo kontrowersji wywołało też wykluczenie Macieja Janowskiego, który w czternastej gonitwie wieczoru został uznany za winnego upadku Janusza Kołodzieja. Przepis jednak jest przepisem i popularny "Magic" musiał pożegnać się z marzeniami o znalezieniu się choćby w barażu. Moim zdaniem w tej sytuacji nie zawinił ani Maciej ani Janusz, lecz sędzia musiał podjąć jakąś decyzję. Jasne, w tym przypadku chciałoby się zmienić przepisy, ale jeżeliby zdecydowano się w przyszłości na taki krok, to nie dość że pociągnąłby on jeszcze więcej kontrowersji, to na dodatek zawody mogłyby trwać znacznie dłużej niż obecnie. I tak wracamy do punktu wyjścia...