Nie ma mnie już kilka dobrych lat w polskim speedwayu a ostatni czas spędzony razem z prezesem Zdzisławem Tymczyszynem czy wcześniej z Markiem Jankowskim dawał mi dużo radości i energii, którą ładowałem, uczestnicząc czasami w pracach klubu. Ta aktywność malała z każdym rokiem, ale nigdy nie było bariery ani poczucia, że nie stanowimy jednej paczki i jednej rodziny. Po zmianach własnościowych, jakie zaszły w Falubazie dwa lata temu moja aktywność, wpływ na podejmowane decyzje czy odpowiedzialność jest żadna. Telefon nowego prezesa nie dzwoni i całe szczęście, bo święty spokój nie ma ceny. Przyszedł taki moment, który czeka każdego na swojej drodze zawodowej, że coś się kończy. Może na początku jeszcze gdzieś w środku to bardzo przeżywałem, ale dzisiaj patrzę na to inaczej. Przyszedł w końcu taki moment, że się wyleczyłem z codziennych trosk o pogodę, o zawodników, o kontrakty, stan toru, sponsorów i wszystkim, czym żyliśmy razem z ekipą przez 24 godziny, albo 365 dni. Jak kto woli. Szczerze mówiąc nie zdawałem sobie sprawy, jaki to może być komfort psychiczny gdy jedynym problemem jest albo kupienie biletu na mecz, albo dobre łącze internetowe. Przestawienie się na opcję kibica nie było aż tak trudne jak myślałem a niesie za sobą jeszcze wiele korzyści. Za to jestem szczerze wdzięczny nowym władzom i Zarządowi. Tak jak wielokrotnie deklarowałem, moja przygoda z pracą w Zielonogórskim Klubie jest zamknięta definitywnie, mimo że wielu kibiców pisze ze mną i rozmawia na ten temat, namawiając mnie do powrotu. To miłe, że po takim czasie mam kontakt z wieloma z was nie tylko w internecie, ale tez przy każdej okazji kiedy was spotykam na żywo. Kibicowanie jest fajne, a praca w klubie jest przyjemna, ale mega ciężka polegająca na wielu wyrzeczeniach jeżeli chce się osiągnąć sukces. Mój przyjaciel były Prezes i właściciel Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski powiedział w jednym z wywiadów, że praca w klubie sportowym to tak naprawdę zarządzanie ludzkimi relacjami. I ma dużo racji, bo my byli Prezesi różnych klubów nie tylko żużlowych wiemy o tym najlepiej. ... Robert Dowhan