Nasze myśli od kilkunastu dni ciągle krążą wokół wydarzeń w sąsiedniej Ukrainie. To co wyprawia "putinowska" Rosja zasługuje na największe potępienie i jest nie do zaakceptowania przez cały cywilizowany świat. Serce rośnie jak Polacy rzucili się do pomocy Ukraińcom, którzy uciekają, bo albo się boją o własne życie, albo w wyniku spadających bomb stracili pod gruzami cały dobytek swojego życia. Po raz kolejny pokazaliśmy, że nie jesteśmy obojętni na ludzką krzywdę. Przez naszą granicę przetaczają się tabuny ukraińskich uchodźców, a my wyciągamy do nich pomocną dłoń. Dajemy dach nad głową, ciepły posiłek, dzielimy się pieniędzmi. Prawie cały świat odwrócił się od Rosji. Ma to swoje konsekwencje również dla nas i Europy. Dlatego nie rozumiem dyskusji, w którą uwikłano rosyjskich żużlowców. Nie mogę pojąć deklaracji ministra sportu, który chce wymusić na reprezentantach Sbornej dowalenie ojczyźnie. Nie licuje, to z powagą urzędu i tym co robią wszystkie organizacje sportowe. Nie możemy zapominać, że oni zostawili tam swoje rodziny, znajomych, przyjaciół. Takie postawienie sprawy na ostrzu noża nie zmieni sytuacji i tego co dzieje na Ukrainie, ale przyznanie polskich licencji rosyjskim żużlowcom byłoby policzkiem wymierzonym ofiarom wojny. Naprawdę poradzimy sobie bez Rosjan, ale czy Rosja poradzi sobie bez świata? Za to ręki nie dam sobie uciąć. Mimo całe sympatii do Sajfutdinowa, braci Łagutów, Tarasienki, nie wyobrażam sobie ich startów w jakichkolwiek rozgrywkach. Zjawisko, kiedy rosyjski zawodnik z polską licencją wygrywa Grand Prix i grają mu Mazurka Dąbrowskiego uważam za skandal. Do tego nie można dopuścić Z poważaniem Robert Dowhan