"Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych" - pisał Jan Twardowski. Co roku odchodzą od nas najbliżsi, znajomi, ludzie, których znaliśmy i podziwialiśmy. Smutno mi się robi, kiedy pomyślę sobie, że nasza zielonogórska, Falubazowa rodzina ma coraz mocniejszą ekipę, ale już w Niebie. Ostatnio pożegnaliśmy Zbigniewa Filipiaka, a chwilę wcześniej Jarka Glinkę, który jeszcze do niedawna pracował jako kierownik startu i parku maszyn. Mnie osobiście najmocniej zapadła w pamięć tragiczna śmierć nadziei zielonogórskiego i światowego żużla - Rafała Kurmańskiego. Często wracam myślami do tego feralnego dnia. Do teraz nie potrafię zrozumieć, dlaczego młodego i tak utalentowanego zawodnika coś pchnęło do targnięcia się na własne życie? Snuto różne teorie. Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, z tym, że dalsze dywagacje nie mają żadnego sensu. Nikt i nic życia "Kurmankowi" już nie wróci. Nie ukoi też bólu, jaki nosimy po stracie Rafała. Na zawsze zapamiętam Go jako uśmiechniętego, młodego chłopaka, którego poznałem przy W69. Podobnie jak inne ważne postaci, których nie dane mi było poznać, a dzisiaj nie ma już ich wśród nas. Może kiedyś opiszę tamtą tragiczną niedzielę, ale to jeszcze nie ten moment. Nie mam na tyle odwagi żeby, aby wracać do tamtych tragicznych chwil. Zastanawiam się czasem, jakby wyglądał Falubaz, gdyby Rafał był nadal z nami. Co osiągnęłaby drużyna razem z nim w składzie, jakie sukcesy odnosiłby indywidualnie? Niestety, to już tylko spekulacje. Życie idzie do przodu... Z sportowym pozdrowieniem Robert Dowhan