Rybki Rybnik oraz INNPRO ROW Rybnik mają porozumienie. Każdy zawodnik Rybek po ukończeniu miniżużlowej szkółki powinien przejść do ROW-u i tam kontynuować szkolenie w klasie 250cc. Rybki zgodziły się na taki pakt, bo dostają ponad 100 tysięcy z miejskiej kasy, a w ratuszu nie podobało się to, że wcześniej Rybki przekazują (sprzedają) swoich zawodników innym klubom w Polsce. Harendarczyk powinien trenować z ROW-em W tej sytuacji 13-letni Krzysztof Harendarczyk, podobnie jak kilku innych zawodników Rybek, powinien w tej chwili uczestniczyć w treningach ROW-u. Chłopak jeździ jednak z tatą po innych klubach. W ROW-ie też był, ale po jednej rozmowie doszedł do wniosku, że kolejne spotkanie nie ma sensu. I to pomimo tego, że prezes ROW-u Krzysztof Mrozek nie dał pisemnej deklaracji o rezygnacji z przyjęcia syna do rybnickiego klubu. A tylko pod takim warunkiem Harendarczyk miałby wolną rękę i mógłby szukać pracodawcy poza Rybnikiem. W każdym razie pan Harendarczyk ruszył w Polskę. We Wrocławiu spotkał się z trenerem Betardu Sparty Dariuszem Śledziem, miał też być w Toruniu i w Lublinie, a na końcu przyjechał do Częstochowy i opowiadał, że jego syn koniecznie chce jeździć we Włókniarzu, bo kocha ten klub (dowodem miało być to, że kupił plecak i jeszcze jakieś inne gadżety w sklepie Lwów) oraz metody działania prezesa Michała Świącika. Choć te drugie to bardziej mają się podobać tacie 13-latka. Chodzi o zachowanie prezesa w trakcie zawodów miniżużla. To, że na nich jest, a jeśli coś stanie się na torze, to błyskawicznie jest przy zawodniku, któremu stała się krzywda, pomaga mu. Kocha Włókniarza, ale w sumie miał zwiedzić cztery kluby Można oczywiście zauważyć, że miłość do Włókniarza trochę się kłóci z wizytami w innych klubach, ale zostawmy to. Fakt jest taki, że to właśnie Włókniarz oberwał najmocniej za to, że spotkał się z Harendarczykiem. W ROW-ie pamiętają, że już co najmniej dwóch zawodników Rybek przeszło do Włókniarza (to było przed zawarciem umowy pomiędzy ROW-em i Rybkami). Poza tym nie w ROW-ie nie podoba się to, że klub traktowany jak sąsiad zza miedzy nie wyrzucił Harendarczyka za drzwi tłumacząc mu, że to rozmowy nie mają sensu, bo kontrakt między rybnickimi klubami wymusza konkretną ścieżkę. Tata 13-latka tłumaczył oczywiście działaczom Włókniarza, że on już nie spotka się z prezesem ROW-u, bo pierwsza rozmowa bardzo mocno go zestresowała i nie widzi szans na powodzenie. Czy to jest sprawa dla Rzecznika Praw Dziecka? Trudno powiedzieć, jak to się skończy. Jeśli młody chłopak będzie dalej jeździł z tatą po Polsce, to będzie z tego awantura. Słyszymy, że tam może być próba podważenia porozumienia między Rybkami i ROW-em, wmieszanie we wszystko Rzecznika Praw Dziecka. Z drugiej strony każdy chłopak rozpoczynający szkolenie w Rybkach wie, na co się pisze. Zna, a przynajmniej powinien znać porozumienie, jakie mają Rybki z ROW-em. Akces na jazdę w szkółce oznacza, że się na to godzi. Czy rzecznik, względnie jakiś prawnik jest w stanie to podważyć? Tego bym nie wykluczał, ale to może oznaczać wiele miesięcy sądowej batalii. To pokazuje, że rodzice zawodników, zanim cokolwiek podpiszą, powinni się skonsultować z fachowcem, żeby uniknąć potem niezręcznych sytuacji. Pan Harendarczyk już tego nie może zrobić, więc chyba jednak powinien wrócić do prezesa ROW-u i porozmawiać z nim, jak mężczyzna z mężczyzną.