Zapewne wielu kibiców pamięta, że Tai Woffinden już od najmłodszych lat przejawiał wielki talent do żużla. Brytyjczyk o australijskich korzeniach przeplatał jednak kapitalne występy znacznie słabszymi i ewidentnie traktował żużel nieco zbyt luźno. Po części to oczywiście kwestia australijskiej mentalności, ale niestety również toksyczny w tym przypadku wpływ ojca, o czym sam Tai opowiadał. Trzykrotny mistrz świata w swojej biografii mówił o nieocenionej pomocy ojca w każdej kwestii, ale odważył się również powiedzieć, że - choć tragicznie to brzmi - być może gdyby nie śmierć ojca, nigdy nie zostałby mistrzem świata. Rob Woffinden potrafił korzystać z uroków życia i zdarzało mu się robić to wspólnie z synem. Tai już jako młody człowiek miał styczność z alkoholem i narkotykami. W 2010 roku jego ojciec zmarł po długiej chorobie. Młody Woffinden zaliczył gorszy okres w karierze, ale niedługo później został najlepszym zawodnikiem świata. Ojciec nawet nie zbliżył się do osiągnięć syna Rob Woffinden na żużlu jeździł 17 lat, ale niczego wielkiego nie pokazał. Zadebiutował w 1978 roku i przez następne sezony reprezentował barwy klubów z Berwick, Middlesbrough czy Hallifax. Odjechał w lidze angielskiej ponad 400 ligowych meczów. Światowej czołówki jednak nigdy specjalnie nie zawojował. Kto wie, być może na skutek trybu życia, który zapewne w latach młodości był znacznie luźniejszy niż w czasach współpracy z synem. Po zakończeniu kariery Rob Woffinden zajął się pomocą swojemu synowi, który talent do żużla miał już jako dziecko. Robił furorę w lidze angielskiej, przywoził komplety tak naprawdę będąc jeszcze chłopcem. Wcześnie musiał dorosnąć, bo od jego wyników zależało położenie drużyny. Ojciec był dla niego wielkim wsparciem, ale nie do końca wiedział, jak odstresować syna. Zdarzało mu się zabierać go na suto zakrapiane imprezy, które na pewno nie sprzyjały wynikom na torze. Tragiczny paradoks Woffindenów - Nie osiągnąłbym tego, gdyby nie ojciec - mawiają często żużlowcy, którzy zostają mistrzami świata. Tai Woffinden zdobył się na odważne stwierdzenie, że być może gdyby ojciec żył do teraz, on mistrzem świata by nie został. Po pierwsze właśnie dlatego, że Rob nie stronił od używek oraz od fundowania ich synowi, a po drugie dlatego, że dopiero po śmierci ojca Tai zrozumiał, czym jest życie i jak należy do niego podchodzić, jeśli chce się osiągać wielkie rzeczy. Gdy zabrakło Roba, Tai mógł już liczyć tylko na siebie. Efektem przemiany młodego Woffindena był pierwszy tytuł mistrzowski, wywalczony sensacyjnie w 2013 roku. Jeśli przeanalizujemy jednak jego karierę, to już rok 2012 był naprawdę dobry. Dalej potoczyło się błyskawicznie. Kolejne złota w latach 2015 i 2018, różne medale po drodze. Obecnie Tai Woffinden to jedna z legend brytyjskiego i światowego żużla i człowiek, który wiele jeszcze może osiągnąć. Ma 32 lata. W żużlu to nic.