Ogromne długi w polskim klubie, a to nie koniec. Państwowa spółka ruszy na ratunek
4 listopada audytorzy Ekstraligi wkroczą do siedzib żużlowych ośrodków. To ich werdykt zadecyduje o tym, czy ebut.pl Stal Gorzów otrzyma licencję na przyszłoroczne starty. Klub zadeklarował, że uzbierał potrzebne środki (4,5 miliona złotych), ale całkowity dług wynosi znacznie więcej. Bardzo prawdopodobne, że Stal otrzyma pomoc ze spółki Skarbu Państwa, potentata energetycznego. Polska Grupa Energetyczna widniałaby w nazwie gorzowskiego stadionu. Do akcji musiał wkroczyć senator RP, który uspokoił kibiców. Chodziło o jedną ważną kwestię.
Oficjalnie wciąż niejasna jest przyszłość ebut.pl Stali Gorzów. Choć klub zadeklarował, że uzbierał 4,5 miliona złotych potrzebne do uzyskania licencji, to ostateczna decyzja ma dopiero zapaść. O wszystkim przesądzi wizyta audytorów z Ekstraligi.
Państwowy gigant rusza na pomoc
Możliwość startu w przyszłorocznych rozgrywkach ligowych nie załatwia całej sprawy. Stal ma być zadłużona nawet na ponad 10 milionów. Aktualnie można stwierdzić, że drużyna zostanie rozebrana z największych gwiazd i sezon 2026 przejedzie bardzo oszczędnie. Być może będą nawet głównym kandydatem do głośnego spadku.
Pomóc finansowo może spółka skarbu państwa, a konkretnie Polska Grupa Energetyczna, która znalazłaby w nazwie stadionu. Teraz obiekt nosi imię legendy Edwarda Jancarza i usunięcie go stamtąd odbiłoby się szerokim echem. - Uspokajam kibiców Stali, że jeżeli dojdzie do zmiany nazwy, to Edward Jancarz w niej pozostanie - zapewnił Władysław Komarnicki na antenie Radia Gorzów. Nowa nazwa brzmiałaby następująco: Arena PGE im. Edwarda Jancarza.
Dał słowo kibicom w sprawie Motoru, teraz robi to samo
Pierwsze spotkanie pomiędzy obiema stronami odbyło się w Warszawie. Podczas rozmów Władysława Komarnickiego z szefostwem państwowej spółki padł właśnie pomysł użycia sponsora w nazwie obiektu. To byłby spory zastrzyk pieniędzy, a w obecnej sytuacji każde wsparcie dla 9-krotnych mistrzów Polski jest dosłownie na wagę złota.
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo z podobnego manewru korzystają już przecież w Częstochowie, Lublinie i Grudziądzu. Tylko zastanawiające z perspektywy zwykłego kibica może być to, że jeszcze rok temu Senator Rzeczypospolitej Polskiej obiecywał w mediach społecznościowych co innego.
Wówczas napisał wszem i wobec, że stanie na głowie, żeby Motor Lublin nie miał kasy ze spółek państwowych na kolejny sezon. Powiedział to tuż po wyborach, a teraz sam jest jedną ze stron przy załatwianiu takiej współpracy.