Nawet najwierniejszym opolskim kibicom miny zrzedły już po pierwszym wyścigu, w którym na początku mocno poobijał się Oskar Polis, a następnie SpecHouse PSŻ wyprowadził potężny cios w postaci podwójnego zwycięstwa i wysunął się na dwudziestopunktowe prowadzenie w dwumeczu. Już właściwie wtedy stało się jasne, że gospodarze potrzebują cudu by jeszcze wrócić do gry. Podopieczni Marcina Sekuli ostatecznie zdołali wrócić do gry, ale tylko w niedzielnym pojedynku. Gospodarze szybko wysforowali się na prowadzenie, lecz nie potrafili uciec rywalom na więcej niż sześć punktów, co oznaczało aż dziesięć "oczek" przewagi poznaniaków w całym dwumeczu. Jakby tego było mało, opolanie nie mieli za bardzo kim straszyć. Z bólem po upadku wciąż walczył Oskar Polis. Z kolei Jacob Thorssell zupełnie nie przypominał siebie z rundy zasadniczej. Niemoc miejscowych skrzętnie wykorzystywali podopieczni Tomasza Bajerskiego. Może i teoretycznie musieli oni gonić wynik, lecz dobrze wiedzieli że wraz z każdym kolejnym biegiem przybliżają się do awansu, więc spokojnie dowozili cenne punkty i kontrolowali sytuację. Korki od szampanów w szeregach gości wystrzeliły tuż przed biegami nominowanymi. Dwunasta odsłona rozpoczęła się co prawda nerwowo, bo od kontrowersyjnego wykluczenia Runego Holty za dwa ostrzeżenia, ale ta sytuacja chyba tylko zmobilizowała osamotnionego Emila Breuma, który wygrał dwa wyścigi z rzędu i wprowadził żółto-czarnych do eWinner 1. Ligi. Dla SpecHouse PSŻ-u niedzielny wyczyn to historyczne osiągnięcie, ponieważ po raz ostatni ekipa ze stolicy Wielkopolski na zapleczu PGE Ekstraligi rywalizowała w sezonie 2011. Co prawda zespół prowadzony przez Tomasza Bajerskiego był już blisko awansu w 2019 roku, lecz wtedy stracił w Bydgoszczy 28-punktową przewagę i zamiast fety, kibice wracali do domów w grobowych nastrojach. Tym razem nic takiego nie miało jednak miejsca. Trzeci sezon z rzędu smucą się za to opolanie, którzy znów muszą obejść się smakiem i marzenia o awansie odłożyć na kolejny rok. Czytaj także:Tworzą piękną historię. W cztery lata z drugiej ligi do Ekstraligi