Jason Doyle po wielkim sukcesie z 2017 roku, kiedy został mistrzem świata, kilka lat z rzędu cieniował w elicie. To miało się zmienić w roku poprzednim, gdzie zapowiadał walkę o mistrzostwo świata. Kontrowersyjny transfer Cellfast Wilki Krosno po awansie do PGE Ekstraligi zaczęły rozpychać się łokciami na giełdzie transferowej. Jedną z gwiazd, którą udało im się upolować był Jason Doyle. Klub z Krosna wykorzystał niesnaski pomiędzy Fogo Unią i Australijczykiem, przebijając ich ofertę. Sam zainteresowany postanowił zmienić otoczenie. Mówił wprost, że potrzebował świeżości. 39-latek był już wściekły tym, iż od lat nie mógł nic zdziałać w cyklu Grand Prix. Po zdobyciu tytułu mistrza świata nie potrafił już wrócić na najwyższy poziom i był to jego jedyny medal w kolekcji. Wierzył, że przejście do Krosna pomoże mu się odbudować. Głośno mówił o walce o mistrzostwo świata. Z tego względu wybrał się nawet zimą do Australii, aby pościgać się ze swoimi rodakami, gdy większość odpoczywała od minionych rozgrywek. Nie wytrzymał psychicznie Początek ubiegłorocznych zmagań miał wyśmienity. Na torze widać było ogromną wolę walki, lecz w kluczowych momentach nie wytrzymywał ciśnienia. W trzech z czterech pierwszych finałów kończył z wykluczeniem za upadek. Często to nawet on sam szukał ewidentnie tego kontaktu, gdy czuł się wolniejszy od swojego rywala. Żaden z sędziów nie dał się jednak na to nabrać. Mimo wszystko wciąż był w grze o jeden z medali. W drugiej części sezonu jego dyspozycja błyskawicznie spadła. W Grand Prix znów zaczął wozić ogony, a w Polsce szło mu coraz gorzej, gdy drużyna najbardziej go potrzebowała. Eksperci mówili, że Australijczyk jest przemęczony. 39-latek niejednokrotnie wspominał, że lubi, gdy ma napięty kalendarz startów. To jednak tym razem przyniosło odwrotny skutek. To najbardziej przepłacona gwiazda? Ostatecznie spadł z Ekstraligi z klubem z Krosna. Nie zdołał się utrzymać także w IMŚ. Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, aby uzyskać bardzo dobry kontrakt w ZOOleszcz GKM-ie Grudziądz. Mistrz świata ma być drugim po Maxie Fricke'u najlepiej opłacanym zawodnikiem w Grudziądzu. Jego kwota za podpis wynosi milion złotych, a za każdy zdobyty punkt otrzyma 9 tysięcy. To on ma właśnie skutecznie zastąpić Nickiego Pedersena i dać im upragnione play-off. Nie ma co się jednak oszukiwać, iż Doyle jest już cieniem samego siebie. Z zawodnika klasy światowej pozostało tylko nazwisko.