Nie będzie niespodzianek w składach półfinałów eWinner 1. Ligi. Do Abramczyk Polonii, Stelmet Falubazu i lucky losera z Łodzi dołączą wkrótce Cellfast Wilki. Przepraszam, że tak dyskredytuje ekipę z Landshut, czyli rywala krośnian, ale po przegranej u siebie i w obliczu plagi kontuzji jaka dopadła niemiecki zespół, ich awans do czwórki byłby cudem. Pochwalę się, a co mi szkodzi. Przed sezonem poza trzema faworytami obstawiałem, że w półfinale znajdzie się też miejsce dla Orła, chociaż zespół Michała Widery i tak jedzie poniżej potencjału. Nie ma mocnych, pewnych filarów i walka o coś więcej raczej im nie grozi, chociaż u siebie napsują Wilkom trochę krwi. Protasiewicz jak dziki zwierz W Zielonej Górze pokonanie Orła przyjęto ze stonowaną radością, wynik dwumeczu był raczej spodziewany, ale wygenerowano go pod presją. Na torze, który dawał możliwość podróżowania bardzo szeroko królował pan Piotr Protasiewicz. Zdobywca kompletu punktów i bohater Zielonej Góry wykorzystywał każdy skrawek owalu przy W69 z chirurgiczną precyzją. Piotrek nie tylko był klasą samą dla siebie, rozstawiał rywali po kątach, ale miał też wydatny wkład w rubrykę punktową kolegów. Gdy Piotr czuje, że jest szybki, a maszyna go niesie, zamienia się w zwierzynę łowną. Dopada do gardła i nie puszcza. W momencie, kiedy Piotr wracał do ścigania po kontuzji, wypowiadałem się bardzo sceptycznie. Chodziło o kwestie bezpieczeństwa. Mając w głowie, że to jego ostatni sezon w karierze, determinacje ekip, które są napalone na awans, głośno zastanawiałem się, czy warto kusić los. To nie są komfortowe warunki do tego, żeby zawodnik wchodził do zespołu w połowie rozgrywek i podejmował ryzyko. Protasiewicz zadał kłam wszystkim teoriom i zaliczył najlepszy występ w tym roku, a może i od lat. Ten ofensywny styl jak u starego, dobrego Piotrka oglądało się z zapartych tchem. Nie mam wątpliwości, że awans do półfinału z innej pozycji niż lucky loser, to głównie zasługa 47-latka. Juniorzy dalej są w ciemnym lesie z formą, Buczkowski ogłosił, że zostaje w Falubazie i też chyba zabujał w obłokach. Doświadczenie, odporność psychiczna, dbałość o detale, to są elementy, które będą odgrywać decydują rolę na finiszu kampanii 2022. Baron też odejdzie z Leszna? Nie było niespodzianki w ćwierćfinale w Lesznie. Motor zlał Fogo Unię i pokazał jej miejsce szeregu. Jak na dłoni było widać, Kto zajął szóstą, a kto pierwszą lokatę po fazie zasadniczej. Nie ma sensu dywagować na temat poziomu samego spotkania, ale jestem zaskoczony medialną narracją i ogólnym zaskoczeniem obserwatorów, że na twardym torze jest fajne ściganie. Przy aktualnym, wyżyłowanym do granic sprzęcie, tylko tak przygotowane nawierzchnie gwarantują widowiska. Szkopuł w tym, że im żużel wolniejszy, tym atrakcyjniejszy. Mniejsze prędkości wymieszane z obecną technologią równają się z jazdą w kontakcie, dlatego ja akurat spodziewałem, że w Lesznie pod odkryciu plandeki i statusu meczu zagrożonego, dostaniemy moc atrakcji. Na Smoczyku działy się rzeczy symboliczne. Wraz ze łzami wzruszenia Piotra Pawlickiego i oficjalnym ogłoszeniu jego odejścia z macierzystego klubu, skończyła się pewna epoka w historii leszczyńskiego żużla. To wcale nie oznacza, że następny rozdział tej pięknej książki zapowiada się na gorszy, ale w przeciągu dwóch lat będziemy raczej świadkami dużego przeobrażenia całej drużyny. Niczego nie sugeruję, ale być może dojdzie do kilku znaczących roszad, łącznie z zmianami w sztabie szkoleniowym. Czy są one potrzebne? Niekoniecznie. Piotrek Baron, to fachowiec pełną gębą, z gablotą wypchaną trofeami. O przyszłość Fogo Unii jestem jednak spokojny. W klubie pracują inteligentni ludzie. Pożegnanie z Pawlickim będzie papierkiem lakmusowym, ale tam wszystko funkcjonuje na racjonalnych zasadach. Leszno nie jest dużym miastem, ale to ciekawy teren gospodarczy, bogaty w rolnictwo. Tam problemem jest konkurowanie z innymi klubami o topowych zawodników. Rynek brutalnie weryfikuje Unię. Przy cenach, które wariują w zastraszającym tempie najczęściej toczą nierówną walkę, albo są z góry na przegranej pozycji. Motor jest uzbrojony po zęby w sprzęt wychodzący spod ręki Flemminga Graversena. Grupa zawodników, którzy złapali lekką zadyszkę przesiadła się na jednostki Duńczyka i to złapało. Drabik odzyskał błysk, Hampel szaleje jak za starych dawnych lat. Zaiste bardzo ciekawe zjawisko.