Interia: To nie był łatwy sezon dla Motoru. Zaczęło się od kłopotów z torem, porażki ze Spartą, potem była kontuzja Dominika Kubery. Miał pan chwile zwątpienia? Jakub Kępa, prezesa Platinum Motoru Lublin: To dwie zupełnie różne sytuacje. Oczywiście, obie niełatwe, ale nie zestawiałbym ich nawet w jednym pytaniu. Przegrany mecz może boleć, ale to nadal tylko przegrany mecz. A kontuzja zawodnika, i to tak poważna, jak w przypadku Dominika, naprawdę martwi. Nie ma nic cenniejszego, niż zdrowie i wynik żadnego meczu nie może być ponadto. Na wpadkę ze Spartą ogromny wpływ miała pogoda. Takich anomalii nie pamiętał w klubie nikt. Mieliśmy przez to bardzo poważne kłopoty z przygotowaniem toru. Dzięki współpracy z różnymi specjalistami opanowaliśmy wody gruntowe, ale nie było szans, żeby choćby potrenować przed tym meczem, nie mówiąc o żadnym sparingu. Przegraliśmy, ale wiedzieliśmy, dlaczego i nikt nie robił z tego dramatu. Natomiast uraz Dominika dosłownie nas zmroził, bo przez jakiś czas naprawdę nie wiedzieliśmy, jak to się skończy. Wyszło świetnie - i dla Dominika i dla całego zespołu. Właściwie co roku mamy czas, w którym z powodu kontuzji wypada nam ważne ogniwo. Mam wrażenie, że trudne chwile jeszcze bardziej nas motywują i wzmacniają, jako grupę ludzi, którzy mają wspólny cel. Każdy daje z siebie wtedy ponad sto procent i wychodzimy z tych kłopotów jeszcze mocniejsi. Przed rokiem pierwszy, teraz drugi, jak za chwilę będzie trzeci, to zacznie się mówić o dominacji. Panu przemyka czasami taka myśl przez głowę? Żeby Motor stał się dominatorem na lata? - Nie mam nic przeciwko. Marzę o tym i robię, co w mojej mocy, by stworzyć zawodnikom warunki umożliwiające wygrywanie. Mam jednak świadomość, że wszystkich w klubie czeka bardzo ciężka praca i dobry wynik nie przyjdzie sam. To nie jest tak, że wprawiliśmy w ruch jakąś tajemniczą machinę i teraz siłą rozpędu będziemy sięgać po złoto. Przeciwnie, uważam, że każdy powinien pracować jeszcze mocniej i dawać z siebie jeszcze więcej. Właśnie teraz, kiedy właściwie wszystko nam wychodzi. Takie mam podejście do życia i pracy i takie myślenie chciałbym zaszczepić u wszystkich pracowników klubu. Prezes Motoru komentuje słowa Cugowskiego Krzysztof Cugowski powiedział nam w wywiadzie, że jak teraz doszedł Wiktor Przyjemski, to za rok Motor też będzie nie do ugryzienia. Tak będzie? - Za dużo wiem o żużlu, żeby mówić, jak będzie. Wychowałem się w żużlowym domu, na przykładzie ojca wiele razy przekonałem się, jak bezwzględny to sport i jakie detale mogą decydować o powodzeniu lub klęsce. Mnóstwo, naprawdę mnóstwo czynników składa się na ostateczny wynik i chociaż bardzo bym chciał, by Platinum Motor Lublin dominował, nie mogę tego zagwarantować, bo oszukałbym tym samym wielu ludzi. Mogę natomiast zagwarantować ciężką pracę i poświęcenie - jeśli przyniosą kolejne sukcesy, będziemy bardzo szczęśliwi. Jak 8 lat temu Motoru nie było na mapie i pan to wszystko z grupą kilku innych osób budował od zera, to sądził pan, że w tak krótkim czasie wrócicie do Ekstraligi i dwa razy ją wygracie? - Nie. Nie zakładaliśmy, że wszystkie plany zrealizujemy tak szybko. Dawaliśmy sobie 10 lat na wejście do PGE Ekstraligi i zasygnalizowanie chęci walki o medale. Poszło dużo szybciej i to jest na pewno wielki powód do satysfakcji i dumy. To była tytaniczna praca ludzi niemal bezgranicznie oddanych speedway’owi w Lublinie. Od początku tego projektu było jasne, że wszyscy muszą dawać z siebie maksa, by osiągać sukcesy organizacyjne, marketingowe, wizerunkowe itp. To było nasze zadanie. Zdobywanie punktów, awansów i medali to praca zawodników. Myślę, że i oni i my możemy śmiało powiedzieć, że spisaliśmy się na medal. I to dosłownie! Z pracą prezesa wiążą się nie tylko przyjemności, więc chcemy zapytać, czy pana wciąż to kręci? Czy widzi pan siebie na fotelu prezesa za kilka lat? Czy może jest jakaś granica? Nie wiem, rok, dwa i szukam następcy? - Nie widzę się w fotelu prezesa, bo... ja nawet nie mam w klubie fotela! To byłby zupełnie zbędny mebel. Ciągle jestem w ruchu, ciągle gdzieś biegam i coś załatwiam. Spotykam się z partnerami biznesowymi, zawodnikami, mechanikami, ze wszystkimi. Nie mam dni, które mógłbym spędzać za biurkiem. Taki mam styl. Jak drużyna wybiera się na zgrupowanie sportowe, to lecę z zespołem i uczestniczę z zawodnikami w treningach - czy to rowerowych, biegowych, piłkarskich itd. Na crossówkę też bym jeszcze wsiadł, gdyby trzeba było. Uwielbiam być w ruchu i dlatego nie wybieram się na emeryturę. Czuję energię i zapał, a sukcesy bardzo mocno mnie nakręcają do jeszcze cięższej pracy. Prezes Motoru stawia trudne pytania Motor jako dwukrotny mistrz i klub mający wielką rzeszę kibiców powinien chyba zacząć wyznaczać trendy, mówić, co należy zrobić, żeby uatrakcyjnić ligę. Czy pan ma jakieś pomysły, np. powiększenie ligi, zagraniczny junior albo coś innego? - Myślę, że Lublin już wyznaczył wiele trendów, choćby wizerunkowych i marketingowych - zarówno w parku maszyn, na torze, na trybunach, podczas konferencji prasowych jak i oficjalnych imprez. Chcemy nadawać ton, kręci nas to. Jeśli chodzi o sprawy kardynalne - jasne, że mam wiele pomysłów. Uważam jednak, że zanim zaczniemy poważnie o nich dyskutować, powinniśmy sami spojrzeć w lustro i uczciwie odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Najważniejsze brzmi: czy na pewno mamy świadomość, że dążymy do jednego celu? Zbyt często mam wątpliwości, czy tak faktycznie jest. A przecież wydaje się to oczywiste! Mamy fantastyczny produkt sportowy, świetnie pokazany telewizyjnie, dobrze zaopiekowany promocyjnie i marketingowo. Należałoby się troszczyć o jego dalszy rozwój, bo nigdy nie jest tak dobrze, by można było spocząć na laurach. Środowisko powinno być spójne, zgodne, pracowite, otwarte i solidarne w najważniejszych działaniach. Pewnie - jestem za tym, by każdy chciał wygrać ligę i dążył do tego, ale niech ta rywalizacja zostaje na torze, a nie przenosi się do podejrzanych gabinetów i mediów. Tymczasem, co my robimy? Kopiemy się po kostkach, wyzywamy, snujemy teorie science-fiction, szukamy sensacji. Z przykrością stwierdzam, że aktywny udział biorą w tym dziennikarze, bo nie trzeba być specjalistą od mediów, by wiedzieć, że część artykułów obliczona jest wyłącznie na rozpętanie burzy w szklance wody i wywołanie niezdrowej dyskusji. Łatwo znaleźć "eksperta" na potrzeby poparcia jakiejś tezy - może to być były zawodnik, były prezes, były trener. Zwracam uwagę na słowo "były" - być może ci ludzie chcą znów zaistnieć choćby na chwilę, bez względu na to, że ceną za tę wątpliwą sławę jest po prostu ośmieszanie się. Jaki przekaz puszcza w Polskę cała dyscyplina? Czy wszyscy wspólnie na pewno troszczymy się o jej wizerunek? Zacznijmy od tego, by sobie nie szkodzić, a potem będziemy usprawniać i ulepszać. Cała Polska widzi modę na Motor, 10 tysięcy na każdy meczu i tłumy na wyjazdach. Lublin żyje żużlem. Mówi się jednak, że nic nie trwa wiecznie. Pan nie ma takiej obawy, że ten szał nagle zniknie? - Cieszę się, że chociaż w tej rozmowie zauważono coś pozytywnego odnośnie Platinum Motoru. Tak, frekwencja na stadionie i na naszych wyjazdach daje nam ogromną satysfakcję. Może warto, by inne ośrodki, które mają z tym stały lub przejściowy kłopot, pracowały nad jego rozwiązaniem, a nie usprawiedliwiały swoje własne potknięcia jakimiś mitycznymi opowieściami o Lublinie? To, że nam udaje się od lat wiele rzeczy, nie powinno być wymówką dla tych, którzy być może za słabo się angażują, albo mają zbyt ograniczone biznesowe horyzonty. Czy boję się, że zainteresowanie nagle zniknie? Raczej nie. Ciężko mi sobie wyobrazić, by to, co udało się zbudować, miało runąć z dnia na dzień. Myślę, że mamy solidne podstawy. Trzeba szanować to, czego dokonaliśmy i stale pracować nad dalszym rozwojem i postępem. Klub musi tu iść ramię w ramię z władzami miasta i województwa. Nowy stadion to jedna z podstawowych spraw, w których powinniśmy działać razem. Co w ogóle robi klub, żeby podsycać zainteresowanie kibica, żeby Motor był cały czas w centrum uwagi? - Robimy naprawdę sporo. Nasze przedsezonowe prezentacje drużyny zawsze są nowatorskie i atrakcyjne - kibice chętnie w nich uczestniczą. Zakończenie sezonu, które zorganizowaliśmy w tym roku, było bezapelacyjnie najlepszą tego typu imprezą w historii dyscypliny. Nikt przed nami tego tak nie zrobił, to był event na światowym poziomie. Czy ktoś z dziennikarzy to dostrzegł i zechciał zauważyć, docenić? Nie. To przykre, ale my i tak dalej robimy swoje. Akcji dla kibiców jest sporo. Nasi zawodnicy odwiedzają szkoły i inne instytucje, angażują się w szereg pożytecznych działań. W tym roku kibice mogli wejść do parku maszyn i spotkać się z całą drużyną. Czy transfer Zmarzlika się zwrócił? Liczby poznamy na koniec roku A pan ma teraz jakieś kolejne transferowe marzenia. Kiedyś powiedział pan, że za Bartoszem Zmarzlikiem chodził pan trzy lata? Jest ktoś, za kim teraz zaczyna pan chodzić, żeby finalnie skusić go na jazdę w Motorze. - Transferu Bartka nie da się przebić w obecnych realiach. To było wydarzenie większe i bardziej znaczące, niż przyjście Hansa Nielsena do Motoru w 1990 roku. Nie mam teraz nikogo konkretnego na celowniku. Razem ze sztabem menedżersko-szkoleniowym będziemy na pewno uważnie obserwować rozgrywki, by wytypować kogoś, kto naszym zdaniem mógłby rozwinąć się w Lublinie. Widzi pan w ogóle zawodnika, którego zakup mógłby dać wam splendor porównywalny z tym, jaki towarzyszył podpisaniu kontraktu ze Zmarzlikiem? - Nie. Na ten moment nie, i myślę, że będzie tak jeszcze przez jakiś czas. Czy transfer Zmarzlika się zwrócił? Nie pytamy o stronę sportową, bo zostaliście mistrzem, więc to oczywiste. Pytamy o to drugie, ale równie ważne, czyli marketing i finanse. Przykładowo, czy po zakupie Zmarzlika obroty w sklepie klubowym wzrosły o 100 procent? Na co się to przełożyło? - Mimo wszystko sportowy aspekt jest najważniejszy. Bartosz dał nam mnóstwo punktów i pewności siebie. Jako zawodnik Platinum Motoru Lublin został mistrzem świata indywidualnie i z drużyną, mistrzem Polski indywidualnie i z Lublinem. Występuje w niezliczonej liczbie akcji promocyjnych, programach lifestyle’owych itp., więc o Platinum Motorze na pewno jest jeszcze głośniej i ta nazwa wybrzmiała na wielu nowych płaszczyznach. Dokładne liczby poznamy jednak pod koniec roku, kiedy dostaniemy do ręki wyniki badań ekwiwalentu reklamowego. Nikt nigdy tego głośno nie mówił, więc chcieliśmy zapytać, jak długo jeszcze obowiązuje kontrakt Zmarzlika z Motorem? Kolejny sezon, dwa, czy może dłużej? Otwarcie komunikowaliśmy, że Bartosz Zmarzlik przedłużył z nami umowę o kolejne dwa lata. Liczę jednak, że ta współpraca potrwa dłużej. Prezes Kępa o rozstaniu z Hampelem i dyspozycji Kubery Rozstanie z Hampelem. To była pewnie trudna decyzja. Podjęliście ją na długo przed końcem, a potem Jarek wystrzelił z formą. Nie było pokusy, żeby odkręcić wszystko i zatrzymać Hampela? - Na pewno była to jedna z najtrudniejszych decyzji, jaką musiałem podjąć jako prezes klubu. A jeśli chodzi o personalia, to pewnie najtrudniejsza. Brałem pod uwagę mnóstwo czynników i analizowałem dużo dłuższy okres, niż play-offy, w których Hampel był po prostu fenomenalny. Gdybym nie umiał odrzucić emocji i sentymentów, to Jarek byłby w Lublinie pewnie dożywotnio, bo to wielki profesjonalista, świetny sportowiec i super facet. Ale po to jestem prezesem, by te emocje zostawić z boku i być w stanie podjąć nawet najtrudniejszą decyzję, jeśli uważam, że w określonej perspektywie czasowej będzie korzystniejsza dla zespołu. Rozstaliśmy się, zachowując bardzo dobre relacje. Jarkowi z całego serca życzę sukcesów. Chciałbym, by był nadal tak dobry, żebym za chwilę musiał o niego powalczyć z innymi prezesami. Czy dyspozycja Dominika Kubery, to coś, co spędza panu sen z powiek? Przed kontuzją kręgosłupa jeździł fenomenalnie, ale po powrocie, choć w wielu przypadkach punkty się zgadzają, to nie jest ten sam zawodnik. Fachowcy od żużla patrzą na niego i mówią: "Dominik ma kabla", czyli, że się boi. Każdy z nas miałby obawy, to naturalne, ale czy i kiedy to minie - Nie odważyłbym się o żadnym zawodniku uprawiającym żużel powiedzieć, że się boi. Cóż to za pytanie?! Nie widzę u niego zmiany w podejściu, zaangażowaniu, ambicji, czy odwadze. Miewał trudniejsze momenty, jak większość z nas. Może to były problemy sprzętowe, a może przerwa sprawiła, że przegapił ważny fragment sezonu i potem musiał instynktownie dokonywać pewnych zmian? Za rok Motor będzie miał czterech stałych uczestników cyklu. To prestiż i honor z jednej, ale strach z drugiej strony. Pan teraz będzie oglądał GP, siedząc jak na szpilkach, czy też ma pan jakiś plan B, jakieś zabezpieczenie? - Zdaję sobie oczywiście sprawę z tych zagrożeń. W drugim mistrzowskim sezonie mieliśmy trzech zawodników z cyklu SGP. Uczymy się na własnych doświadczeniach i stąd tak poważne inwestycje w formację juniorską. Mocny młodzieżowiec może czasem zastąpić kolegę w awaryjnej sytuacji. Bardzo liczę jednak, że zawodnicy przejadą sezon cało i zdrowo. Mądre głowy mówią, że każda drużyna dla poprawnego funkcjonowania potrzebuje dopływu świeżej krwi. Chyba nie chcielibyśmy być w pańskiej skórze, bo nie wiedzielibyśmy kogo z tej drużyny za rok wymienić. pan to wie? - Rozmawiamy po zdobyciu złotego medalu w 2023 roku, a ja mam powiedzieć, kogo zabraknie w tej drużynie za rok?! Mam nadzieję, że nikogo. Życzę wszystkim zawodnikom, żeby utrzymali formę i żeby żadne zmiany nie były potrzebne. Pytanie o stadion dla Motoru. "To nie do mnie" Wiemy, że nie od razu Kraków zbudowano i nie można od was wymagać, żebyście w kilka lat zrobili wszystko, ale kibiców Motoru bolą dwie rzeczy: brak wychowanka i stadion. Czy w najbliższym czasie to się zmieni? Czy te miliony, które miasto wyłożyło za projekt i wybranie miejsca pod budowę nowej areny, to coś, co oznacza, że teraz będzie już z górki? - Potrafimy wiele rzeczy. Potrafimy zbudować najsilniejszą drużynę i sięgnąć po dwa tytuły mistrzowskie. Wiemy, jak robić najlepszy w lidze marketing. Wyznaczamy standardy organizacyjne i wizerunkowe. Proszę wybaczyć, pytania o stadion nie są już do mnie. My, jako klub, zrobiliśmy wszystko, by udowodnić, że ten stadion jest niezbędny. Myślę, że kibicom należy się ten stadion, by uczestniczyć w godnych warunkach, kibicując ukochanej drużynie, a nie jak ma to miejsce w ostatnich latach. To wszystko, co mogę powiedzieć na ten temat. A wychowanek? Boom na żużel zaowocował falą zgłoszeń do szkółki? Jak długo trzeba będzie poczekać na efekty? - Wierzę, że już niedługo. Sam pan wspomniał, że jeszcze kilka lat temu klubu z Lublina w ogóle nie było na żużlowej mapie Polski. Siłą rzeczy, doczekanie się swojego wychowanka w tak skrajnie trudnej sytuacji musi potrwać. Ale wszystko jest na dobrej drodze. Odbudowa pierwszej drużyny umożliwiła ponowne uruchomienie szkółki. Sukcesy zespołu przyciągnęły na zajęcia mnóstwo adeptów. Najlepsi z nich, po latach zdali licencje i będą objeżdżać się w DMPJ i Ekstralidze U-24. Kolejni młodzi zawodnicy mogą być jeszcze lepsi. Do sztabu dołączył Rafał Trojanowski. Bardzo liczymy na jego doświadczenie i dobrą rękę do młodzieży. To jest sport i niczego nie można być pewnym, ale chciałbym, żeby nasz wychowanek jeździł w lidze za 2 lata. Wynik wyborów nie jest problemem dla Motoru W sumie mieliśmy o to nie pytać, ale po tym co się wydarzyło, musimy. Co pan sobie myśli słysząc, jak senator Komarnicki mówi: stanę na głowie, żeby im zabrać spółki skarbu państwa. Im, czyli Motorowi. Boi się pan, że to się stanie? - Proszę mi wierzyć - muszę wznosić się na wyżyny samodyscypliny, by zachować spokój, próbując skomentować słowa senatora. I mam z tym spory kłopot. Bo z jednej strony mógłbym przypomnieć wiele działań pana senatora - bardzo podobnych do tych, które teraz stara się nieudolnie piętnować, a z drugiej... chyba poczucie dobrego smaku nie pozwala mi zejść na taki poziom dyskusji. Skorzystam z prawa odmowy odpowiedzi. Nie widzę sensu odnoszenia się do tak absurdalnych słów... A co odpowiedziałby pan byłym prezesom klubom Ekstraligi (Jerzy Synowiec, Rufin Sokołowski - dop. aut.), którzy namawiają do bojkotu meczów Motoru? Dowodzą, że spółki skarbu państwa są dla całej ligi, nie dla wybranych - Znakomicie, że są byłymi już prezesami. Gdyby ludzie pozwalający sobie na takie słowa nadal mieli jakikolwiek realny wpływ na jakikolwiek klub ekstraligowy, należałoby się zastanowić nad sensem uczestniczenia w tej grze. Bojkot? A jaki miałby on mieć pozytywny skutek dla ligi i jej wizerunku? Można oczywiście robić z siebie pośmiewisko, ale nie należy dopuszczać do sytuacji, kiedy na śmieszność wystawia się całą organizację, a tylko taki skutek miałby jakikolwiek bojkot. Wracam do moich słów o konieczności dbania o wspólne interesy. Przeczytałem też, że "Motor kupuje każdego, kupuje mistrzostwa itp.". Kompletna bzdura. Tak, ściągnęliśmy do siebie Bartka, o którym marzy każdy klub w tym kraju. To jest sukces i dla mnie osobiście wielki powód do dumy. Ale poza nim, ten tytuł wywalczyli niemal wyłącznie zawodnicy niechciani swego czasu w swoich poprzednich klubach. Hampel, Kubera, Lindgren, Holder - nie musiałem przebijać żadnej oferty innego prezesa za żadnego z tych zawodników. Myślę, że warto, by te słowa głośno wybrzmiały, może kilka osób dwa razy się zastanowi, zanim palnie kolejną głupotę. Miło byłoby, gdyby któryś z redaktorów zbadał i spróbował wyjaśnić, dlaczego akurat w Lublinie tak wielu zawodników jedzie lepiej, niż w poprzednich zespołach? Dlaczego nasze wyniki są efektem uwalniania potencjału, jaki drzemie w tych ludziach. Dlaczego nasz pomysł na funkcjonowanie klubu, organizacja i szczerość w relacjach sprawiają, że tu się odżywa sportowo? Takie materiały nie powstają. Pisze się natomiast o bojkotach i innych głupotach równie wielkiego kalibru. Złośliwi nazywali was pupilkami poprzedniej władzy i ministra Sasina. Dla pana wynik wyborów stanowi w ogóle jakiś problem w prowadzeniu klubu? - Nigdy nie wypowiadam się na tematy polityczne. Mogę tylko powiedzieć, że nikt w klubie nie ma politycznych aspiracji. Wynik wyborów nie jest żadnym problemem. Wszystkie najważniejsze umowy mamy podpisane na kilka najbliższych lat. Zasadniczo, czy cała te medialna burza związana ze spółkami utrudnia panu prowadzenie klubu, powoduje jakieś komplikacje? - Powiem tak: ludzie poważnego biznesu czytają poważne artykuły i analizy ekonomiczne. Jasno z nich wynika, że współpraca z Platinum Motorem Lublin najzwyczajniej w świecie po prostu im się opłaca. Nie zmienia to jednak faktu, że ta burza może zaszkodzić jakiemuś klubowi, a tym samym całemu środowisku. Jeśli jakiś zespół nie pozyska możnego sponsora, bo tego odstraszą setki artykułów o tym, jak spółki są złe - czy to będzie sukces tych zawistników, którym tak przeszkadza prężny zarząd Motoru? Bez żartów. Zamiast cieszyć się pieniędzmi płynącymi do dyscypliny, próbować kopiować wzorzec, który pokazujemy wszystkim od lat, część maruderów woli narzekać, psuć i sypać piach w szprychy. Ok, taki widocznie mają pomysł na prowadzenie klubu. My będziemy robić to po swojemu, a wyniki ekonomiczne i sportowe zweryfikują, kto ma rację.