Kamil Hynek, Interia: Ogłosiłaś, że kończysz karierę. Dlaczego? Sindy Weber, niemiecka zawodniczka, pierwsza kobieta, która zadebiutowała w lidze polskiej: Tak wyszło z rachunku ekonomicznego. Nie mogę w nieskończoność dokładać do interesu, a w Niemczech jesteśmy zostawiani trochę na pastwę losu. Wykupienie licencji na rok kosztuje ok. 245 euro (1160 zł). Lekarz sportowy, który wykona badania, to wydatek rzędu 60 euro (284 zł). W zeszłym roku odjechałam zaledwie trzy wyścigi, więc łatwo obliczyć, że to nieopłacalna zabawa. A gdzie inwestycje w sprzęt, części itd.? Co teraz? - Pójdę do normalnej pracy, a jeśli czas pozwoli, na żużlu będę sobie jeździła już tylko rekreacyjnie, dla przyjemności. Skorzystałam z propozycji amatorskiego klubu z Ostrowa. Bardzo się cieszę na tę współpracę, bo nie chciałam całkiem rezygnować z żużla. Weber: Mój portfel tego nie udźwignął Żużel od początku brałaś hobbystycznie, czy wierzyłaś, że może się zrodzić z tego coś poważnego i zaczniesz na nim zarabiać? - Twardo stąpam po ziemi. Nigdy nie radziłam sobie wystarczająco dobrze, aby myśleć, że to będzie mój sposób na życie. Żużel nie jest tanią zabawą. - Mój portfel tego nie udźwignął, ale nie wstydzę się o tym mówić. Ten sport, to studnia bez dna. Wielu utalentowanych zawodników przepadło, nie przebiło się, albo nie dysponowało odpowiednimi nakładami finansowymi. Brakuje dopływu świeżej krwi? - Odbywają się różne zawody u nas w kraju, ale ciągle przewijają się w nich te same twarze. Brakuje poczucia wspólnoty. Każdy patrzy na drugą osobę spod byka, kombinuje, gdzie tu by tu zrobić komuś na złość. W parku maszyn brakuje uśmiechu, wszyscy są śmiertelni poważni. To moje subiektywne zdanie, które nie każdemu musi się podobać. Kiedy zawodnik nie osiąga zadowalających wyników szybko znika. Jak ty do tej pory sobie radziłaś? - Nigdy nie miałam dużego zaplecza sponsorskiego. Lwią część wydatków pokrywałam z własnej kieszeni. Kiedy źródełko zaczęło wysychać, trzeba było podjąć męską decyzję o wycofaniu z czynnego uprawiania sportu. Wpadłaś w problemy finansowe? - Wierna rzesza fanów nie pozwoliła mi zginąć. Uruchomiłam nawet specjalną zbiórkę pieniędzy, dzięki której mogłam np. zatankować busa do pełna i dojechać na zawody. Firmy w Niemczech nie garną się do sponsorowania żużlowców? - Trzeba mieć ogromnego farta, żeby znaleźć solidnego partnera. Speedway nie jest u nas popularny, właściciele dużych firm nie orientują się, co to jest żużel. Najbliżsi wspierali mnie od 2006 roku. Teraz chciałbym im ulżyć, bo z roku na rok ten sport staje się coraz droższy. Skąd w ogóle pomysł, żeby uprawiać stricte męski sport? Wyrzucam za nawias, że twój brat też był zawodnikiem. - Pomysł wyszedł od brata i rodziców. Na swoje pierwsze zawody żużlowe pojechałam, gdy miałam zaledwie dwa miesiące. Chodziłam na treningi, oglądałam zawody i złapałam bakcyla. Potem wierciłam mamie oraz tacie dziurę w brzuchu, żeby dali mi spróbować. Rodzina sprezentowała mi na szóste urodziny motocykl 50cc. Mówili jej, że pcha się w gips Często słyszałaś, żebyś dała sobie spokój z żużlem, że to zbyt niebezpieczny sport dla kobiety? - Faceci w koło Macieju powtarzali, że pcham się w gips, zrobię sobie krzywdę, albo nabiję guza i nic z tego na dłuższą metę nie będzie. Kwitowałam to śmiechem. Takich ludzi trzymałam na odległość i nie brałam na poważnie. "Wywinąć orła", spaść ze schodów i przetrącić kręgosłup można w domu podczas zwykłych prac. Masz do kogoś żal, że to się tak, a nie inaczej potoczyło? Do wybuchu pandemii występowałaś nawet z czeską licencją, wcześniej ponarzekałaś trochę na niemiecki system szkolenia. - Nikogo nie obwiniam. Są aspekty, które powinny ulec zmianie, zwłaszcza u podstaw, w najmłodszych kategoriach wiekowych. Na pewno wysłałabym panów z naszej federacji na korepetycje do Polski i Czech, ponieważ mogliby się sporo nauczyć. Ja nie padłam ofiarom złego poprowadzenia. Mnie wykończyły rosnące opłaty w tym sporcie. Co do licencji, występowałam z czeską, ponieważ w gronie juniorów dawało mi to większe szanse na regularne ściganie. To była świetna szkoła. Pojawi się wreszcie zawodniczka, która będzie w stanie na równi rywalizować z mężczyznami? Jest twoja rodaczka Celina Liebmann, ale ona też raczej pewnego poziomu nie przeskoczy. Różnice w fizyczności obu płci są nie do zniwelowania? - Szczerze wątpię, żeby urodziła się dziewczyna, która będzie rozstawiać po kątach facetów. I nie ma to nic wspólnego z talentem. Odstajemy od was ludzką anatomią. Mężczyznom dużo łatwiej zbudować muskulaturę niż kobietom. Panowie produkują testosteron, który jest odpowiedzialny za szybki rozrost mięśni, panie wytwarzają więcej estrogenu i ten proces mięśniowy zachodzi wolniej. Gdy kobieta garnie się do sportów motorowych musi się liczyć z tym, że notuje "defekt" na starcie. Dlatego najsprawiedliwszym rozwiązaniem byłoby organizowanie mistrzostw dedykowanych tylko kobietom, co jednocześnie nie wykluczałoby ich rywalizacji z mężczyznami. Ciekawy wykład, ale z tego, co się orientuję nie rozmawiam z laikiem w tych tematach. - Jestem trenerem personalnym fitness, układam plany żywieniowe, ale nie posiadam licencji dietetyka. Do tego rozpisuję treningi na użytek domowy oraz siłownię. Każdy może do mnie napisać, a ja postaram się pomóc. Potrafię również opracować specjalny harmonogram ćwiczeń dla zawodników po różnych, nawet najpoważniejszych kontuzjach. Bolesny debiut w lidze polskiej Przeszłaś do historii jako pierwsza kobieta, która pojechała w meczu polskiej ligi. To był 2019 rok i spotkanie Piła - Kraków. Jak wspominasz tamten dzień oprócz tego, że wróciłaś do domu posiniaczona, potłuczona i ze zdartym łokciem - No to zebrałam trochę pamiątek (śmiech). Ale generalnie szargały mną mieszane uczucia. Przed zawodami była bardzo podekscytowana. O moim debiucie trąbiły wszystkie media społecznościowe. Z klubu otrzymałam duże wsparcie. Tor tego dnia okazał się wymagający, ale nie odczuwałam strachu. Niestety po założeniu kasku emocje i ambicja wzięły górę. Po wyjściu spod taśmy byłam trzecia, ale uwierzyłam, że drugie miejsce jest w zasięgu. Na pierwszym wirażu wybrałam zewnętrzną linię, aby nabrać prędkości. Nie zauważyłam dużej dziury i straciłam panowanie nad motocyklem. To był strasznie głupi błąd. Czułaś się w towarzystwie mężczyzn komfortowo? Nigdy nie dali ci do zrozumienia, że jesteś traktowana z przymrużeniem oka, lub jak maskotka? - W Pile panowie od razu mnie zaakceptowali. Byłam postrzegana jako pełnoprawny członek zespołu i płeć nie miała znaczenia. Spędzaliśmy wspólnie super czas w klubie, wieczorami grillowaliśmy i było bardzo wesoło. Jednego dnia, w środku lata panował straszny skwar i nie dało się potrenować więc spontanicznie ruszyliśmy nad jezioro popływać na rowerkach wodnych. Kąpała się w busie, doprowadziła mężczyzn do płaczu A zauważyłaś, że mężczyźni bardziej mobilizowali się na wyścigi z tobą? Dostrzegałaś w ich oczach przerażenie przed porażką z kobietą? - Niektórzy nieźle się stresowali. Jak to, przegrać z babą? W Czechach paru doprowadziłam do płaczu. Chyba uznali, że jak przyjechali za moimi plecami, to dla nich wstyd i ujma na honorze. Ale to incydentalne sytuacje, z reguły dominował szacunek. Jak wyglądało udostępnianie szatni i pryszniców po zawodach? Czekałaś aż chłopaki wyjdą, czy miałaś osobne pomieszczenie dla siebie? - Najczęściej przebierałam się w busie, żeby uniknąć niedogodności. Zauważyłam, że faceci też czują się niezręcznie, kiedy przechodziłam obok szatni. Próby wykąpania się, to zawsze problematyczna kwestia. Rzadko mam sposobność wziąć prysznic, ponieważ oddzielne kabiny na stadionach, to towar luksusowy. W Niemczech chyba jest pod tym kątem o dziwo nawet lepiej niż w Polsce. Niemiecka zawodniczka nie mogła opędzić się od internetowych adoratorów. Paru przekroczyło granicę dobrego smaku Zdarzały się niemiłe zachowania ze strony kolegów lub kibiców? Doświadczałaś hejtu? - Otrzymywałam mnóstwo dwuznacznych i obrzydliwych wiadomości od męskiej części fanów w mediach społecznościowych o podłożu seksualnym. Pal sześć, jak wyznawana jest miłość i ktoś proponuje małżeństwo, to się człowiek nawet uśmiechnie do monitora, ale gdy przekraczamy granicę dobrego smaku, to już zabawne nie jest. Ludziom chyba naprawdę wydaje się, że w internecie są anonimowi i bezkarni. No to byli tacy, co szli po bandzie. - Mnie zamurowało. Ludzie w sieci nie znają umiaru. Trochę pomyj wylało się na mnie kilka lat temu. Zasypywano mnie obelgami, lecz akurat tego rodzaju wiadomości spływają po mnie jak po kaczce, a wręcz wzmacniają. Mam silną psychikę, a ci ludzie, którzy zadają sobie trud, żeby komuś ubliżyć, są po prostu zazdrośni. Leczą w ten sposób swoje kompleksy. Klaudia Szmaj, pierwsza Polka, która zdała licencję mówiła kiedyś, że chciano ją wrobić w ślub z obcokrajowcem - rosyjskim zawodnikiem, Aleksandrem Łoktajewem, aby ułatwić mu zdobycie polskiego paszportu. - Nigdy nie dostałam tego typu niemoralnych propozycji. Przypominam, że nie jesteśmy przedmiotami, albo kawałkiem mięsa, którym można handlować. Człowiek, który wysunął taką sugestię powinien spalić się z wstydu. Niech on postawi się na miejscu tej dziewczyny, ciekawe, czy wtedy będzie taki mądry. Co porabiasz w wolnym czasie? - Jestem jak żywe srebro, muszę być w ciągłym ruchu. Lubię spędzać czas znajomymi, kocham chodzić po górach. Dużo pływam, pochłaniam książki w hurtowych ilościach. Wstaję zazwyczaj między siódmą, a dziewiątą rano i słucham dużo muzyki. Następnie idę na długi spacer z psem. Sprawdzam maile, Facebooka, zaglądam na Instagram i WhatsAppa. Później robię drugie okrążenie z moim czworonożnym pupilem i ogarniam kolejne plany treningowe dla moich klientów.