Dziś święto ludzi pracy. Niby jeszcze komunistyczne, ale w połączeniu 3 maja mamy dzięki temu w Polsce jeden wielki długi weekend. Zjawisko to spotykane jest chyba tylko w naszym kraju. No chyba, że jest jeszcze Rosja, tylko że tam zamiast 3 maja wolne mają 9 maja. Przechodząc już do żużla, to Enea Falubaz zwyciężył w pierwszej lidze kolejny mecz, choć w pewnym momencie zrobiło się naprawdę nerwowo. Myślę, że nawet ewentualna przegrana nie zmieniłaby układu sił w play-offach, bo Zielona Góra oraz Bydgoszcz się tam znajdą. Ten mecz jak to mówią starzy kibice należał do tych z gatunku "o pietruszkę". Pomimo tego, emocje naprawdę były duże. Kto pojawił się na stadionie, ten wie. Nawet Pedersen nie dał rady Emocje też zawsze pojawią się, kiedy drużyny walczą o utrzymanie. Tam liczy się każdy punkt oraz mecz. Widzieliśmy to w niedzielę w Krośnie, gdzie odbył się kontrowersyjny pojedynek. Drużyna z Grudziądza na samym początku zgłaszała dużo zastrzeżeń co do nawierzchni i jej przygotowania. Już sam fakt wycofania się Nickiego Pedersena po dwóch biegach mówi sam za siebie. Żeby nie było - zastrzegam, że nie oceniam stanu technicznego toru, bo nie byłem na meczu ani nie znam się na tyle, aby się wypowiadać. Oceniam jedynie fakty. Taki zawodnik jak Nicki nie wycofałby się moim zdaniem bez powodu. Coś musiało być na rzeczy. Myślę, że gdyby nie odpuścił, to Cellfast Wilki na pewno by tak łatwo nie wygrały. Stało się jednak jak się stało. Kolejne duże punkty zostają w Krośnie. Za to w Grudziądzu jest kłopot. Nie dość, że uciekły im kolejne "oczka", to na dodatek nie ma już miejsca na kolejne tego typu straty. Rywale są mocni, a presja jest coraz większa. Nie chcę być złym prorokiem, aczkolwiek słabo to widzę. Wyjdzie na to, że prezes drużyny z Krosna miał rację kiedy mówił, że kandydata do spadku trzeba szukać w innym klubie. We Wrocławiu oglądaliśmy natomiast horror, ale z pozytywnym zakończeniem dla Betard Sparty. Pięknie ogląda się mecze PGE Ekstraligi, kiedy walczą mocne i równe zespoły. Równie fantastycznie zapowiada się rewanż, w którym także powinny być emocje do końca. O to w tym wszystkim chodzi i oby tak było zawsze. W Gorzowie mają krótką pamięć Nerwowo było w Gorzowie, gdzie kibice nie szczędzili gwizdów i wyzwisk Bartkowi Zmarzlikowi. Jeszcze niedawno nosili go na rękach. Jestem pewien, że każda z tych osób, która tak ochoczo wyrażała swoje poglądy na stadionie, działała pod presją tłumu i jednocześnie się w nim chowała. To takie przyzwolenie, aby anonimowo pokazać jakim jest się "mocnym w gębie". Jestem przekonany, że gdyby któryś z tych kibiców spotkał Bartka gdzieś na mieście, to chwaliłby go w niebogłosy i nie powiedział choćby jednego złego słowa. Byłyby ochy i achy, pewnie jakieś selfie. A tak wyszła magia silnych i mocnych w tłumie. W pojedynkę człowiek jest diametralnie inny. Bartek z kolei dalej robi swoje. Jedzie do przodu i nikogo nie przepuszcza. Po prostu zawodowiec i profesjonalista. Robert Dowhan